Wszyscy zawsze czekają niecierpliwie na święta Bożego narodzenia. Czekam i ja. Choć wiąże się z nimi jedna bardzo nieprzyjemna czynność – instalowanie lampek choinkowych na dworze. Kiedyś wszystko było łatwiejsze. Człowiek zakupił karpia, jołkę, postawił, parę lampek zwiesił i było fantastisch. A teraz już na parę tygodni wcześniej słyszy coraz to głośniejszy głosik małżonki/matki/ojca/partnerki życiowej ( nie właścicie skreślić ) zawieś lampki. No zawieś już do cholery, somsiad już powiesił a kiedy ty ?
Próbowaliście kiedyś rozplątać splątany niemiłosiernie łancuch z 200-oma świecidełkami ? Potrzeba na to 10 razy więcej cierpliwości niż rybakowi z Helu po sztormie. A do tego zdarza się, że całe to cholerstwo nie świeci albo co gorsza przestaje świecić tuż po powieszeniu na obiekcie. I szukaj wtedy spalonej lampki w stogu siana… pardon… innych lampek. Są wypróbowane metody oparte na podziale połowicznym Newtona (sic) odporne nawet na przeplot lampek ale wszyskie zawodzą gdy padną np dwie lampki lub gdy łańcuch oparty jest na 3 żyłach.
Niemiłosiernie muszą chichotać chińczyki co to te lampki konstruują gdy pomyślą o wsciekających się mieszkańcach Europy czy USA. Jedny sposób to wyrzucić taki łańcuch do śmieci (albo odesłać skośnookim) i kupić nowy. A może ktoś otworzy zakład naprawy lampek chińskich ? ha !