Z jednej strony to lubię długie weekendy. My polacy mamy ich chyba najwięcej w świecie. Pierwszo-trzecio majowy, Boże ciało, Święto Niepodległości. Jak dobrze wypadnie to większości z nas udaje sie o kilkanaście dni w roku przedłużyć urlop. Wyjeżdżamy w ciepłe kraje albo grzejemy się przy grillach.
Już na parę dni przed dniem x zamiera nasz kraj. Mało kto ma głowę do pracy. Pakowanie, zakupy, użeranie z rodziną czyli coś co mój ojciec nazywa "rajzefiber". Po powrocie okres ochronny. Musi minąć parę zanim człowiek będzie w stanie popracować. W końcu nie samą pracą się żyje ;-)
Ale z drugiej strony to nuda doskwiera i popracowało by się nieco.
Zamiera też w polityce. Odpocząć można, nerwy nadszarpnięte ukoić. Przyczaił się Bulterier Kurski. Albo rzeczywiście trafił na dobry trop albo został wypuszczony w przysłowiowe krzeki. Dowiemy się już niedługo. Osobiście życzę mu tego drugiego bo gość jest wielce niesympatyczny i zadufany.
A nasze "orły" wracają na tarczy do domu. Ładnie grali z Niemcami ale trzeba tak było od samego początku. Janas winien. Po meczu z ekwadorem pił pewnie przez 3 dni. Dlatego go nie było. No coż.
Na osłodę podali dzisiaj wiadomość, że pisiowi zmniejsza się a platfusom rośnie.
Dlugie weekendy są dobre bez dwóch zdań. A najlepsze to takie co trwają cały rok :-) Raduj się tym co jeszcze Ci z tego weekendu!