Przedwczoraj mój prywatny akwen wodny skuł lód i nie mogłem poświęcić się ulubionej rozrywce jaką jest żeglowanie…. pontonem. Rzuciłem się więc w wir przesympatycznej i edukacyjnej zarazem (sic!) zabawy w rozbieranego.
Pierwsze pytanie jakie pewnie się wam nasuwa jest: z kim? Nie z kim a z czym ;-)
Na pierwszy ogień poszedł Bogu ducha winny magnetofon ZK–127 (patrz zdjęcie). Starsi pamiętają co to za maszyna. Uznałem, iż pora wymienić, rozciągnięte do rozmiaru równika, paski napędowe.
Po kilkunastu minutach w ręku dzierżyłem całkiem jeszcze dobre (niesamowite!) paski, zaś magnetofon rozpadł się na części składowe. Po podłodze potoczyły się tajemnicze sprężynki i szybkie jak meteoryty, śrubki. Ufny w opanowane do perfekcji techniki pamięciowe, nie zrobiłem żadnych szkiców, ani zdjęcia. Błąd.
Rozochocony zacząłem się rozglądać co by tu jeszcze zepsuć rozebrać. Mój wzrok padł na, rozpaczliwie próbującego ukryć się pod stertą książek… laptopa. Bezlitośnie wybebeszyłem go na drugą stronę, aby przekonać się czy wiatraczek na procesorze działa poprawnie. Można bowiem było smażyć na nim (laptopie) jajka, lub zimne wieczory używać jako termofor.
Działał, zaś laptop po złożeniu… przestał :-(
Wychodząc z czysto informatycznego założenia, że jak coś nie działa to należy to wyłączyć i włączyć, postanowiłem rozebrać go ponownie. Do najmniejszej śrubki. Skoro mowa o śrubkach, to są to najbardziej złośliwe elementy. Zwłaszcza takie miniaturowe i czarne. Zauważyłem, że mają tendencję do:
a. Wpadania do środka urządzenia. Próba wyciągnięcia kończy się niejednokrotnie ponownym rozbieraniem. Niestety zostawić nie można bo laptop nie grzechotka. Złośliwa gotowa zewrzeć coś i doprowadzić do np. samozapłonu!
b. Spadania na podłogę. Potrafią potoczyć się na kilometr albo schować w najbardziej niespodziewanym miejscu. Można je znaleźć jedynie za pomocą miniaturowego wykrywacza metalu.
Miałem kiedyś kolegę serwisanta sprzętu komputerowego, który miał zdrowe podejście. Jak mu jakaś upadła brał następną z pudełka. Po paru miesiącach podłogę zalegała kilkucentymetrowa warstwa śrubek. Można się było zabić. Wtedy brał odkurzacz i miał spokój na następne pół roku.
Po ponownym złożeniu laptop ożył, ale jest jakiś nie swój. Pasków niestety nie dostałem. Fabryka zaprzestała produkcji jeszcze przed upadkiem komuny.
Zabrałem się za składanie magnetofonu. Bez powodzenia. Mejl do kolegi. Składał kiedyś zawodowo ten typ magnetofonów. “Złoże taki z zamkniętymi oczami” – chełpił się, ale nie wiedział kiedy znajdzie czas. Po godzinie męki złożyłem sam. Jakaż duma! Na dodatek dokonałem parę wartych opatentowania, usprawnień. Zostało rzecz jasna parę części ale szpulak działa!
Kocham tą zabawę! Już we wczesnym dzieciństwie rozbierałem samochodziki aby wyszarpnąć im serce, czyli silniczek. Na podwórku byłem potentatem silniczkowym. Potem przyszła pora na radia, walkmany a na studiach koleżanki. Żartuje :-)
Proza życia zabiła pasję. Teraz odradza się. A może by tak rozebrać ten kompu……
:-)
jak bylem maly rozbieralem stare radia, ale nie umialem ich zlozyc xd a komputery to rozkladam i skladam w kazdym stanie, ale akurat tu nie problem xd moj pcet dla zaoszczedzenia czasu stoi bez obudowy xd a w laptopie moim to dorzucalem pamiec, poprawialem pare rzeczy itp, ale nic bardziej hardkorowego ;p z najlepszych osiagniec w sztuce rozbierania to chyba pierwsza w zyciu wymiana wentylatora od procka, rozlozenie i zlozenie cd-romu, zakonczona nie powodzeniem proba naprawy monitora (ale w serwisie na gwarancji przyjeli :P) i wydobywanie utknietego czegos ze stacji dyskietek
najbardziej dumna jestem z siebie jak złożę i nie zostaje żadna część ;) i mam gdzieś, że to męska sprawa, też to lubię ;P
Jeszcze nigdy nie zlozylem nic do „kupy”.Zawsze zostaja jakies podkladki,srubki czasami rzeczy powazniejsze.O dziwo,najczesciej reperacje sa udane,przedmioty zaczynaja dzialac.Glownie dotyczy to 15-letniego Oldsa,ktory lata swietnosci ma juz za soba a ja dalej go uwielbiam,cos jak Twoja BM-ka.
Ja tak po offtopowej bandzie nieco: Fraglesi, nie masz azali instrukcji do starej dobrej kamery Łomo w wersji inszej niż oryginalna?
Niestety nie mam :-(
…też rozebraliśmy na części i złożyliśmy z powrotem, nawet udało się wszystko poskręcać bez bonusowych śrubek – jeden suwak odpada, ale da się przykleić. Ale wymiękliśmy z koleżanką językowo – cóż, trafiły nam się realia, w których język sąsiadów przestawał być obowiązkowy. I teraz mamy tego efekty…