Życie w moim basenie zamarło. Dno pokryło się szarym całunem. Z prochu powstałeś w proch się obrócisz. Załamałem się i stąd parodniowe milczenie.
Żartuje. Nie pisałem, bo miałem mnóstwo pracy, a niestety nie samym blogiem człowiek żyje.
Pogrążyłem się wiec w blogolenistwie i było mi z tym dobrze. Z każdym dniem ochota aby coś napisać malała o połowę. Jeszcze parę dni i blog by obumarł, jak życie w basenie. Na szczęście zadzwoniła Mama i kategorycznie kazała mi pisać dalej.
Bo czasem jest, jak to napisał wczoraj Paweł Wimmer: “…kilka solennych, ale bezskutecznych przyrzeczeń rzucenia tego wszystkiego w cholerę. Nikt mi nie płaci, więc nie mam takiej motywacji, jak niektórzy zachodni blogerzy”.
W zeszły weekend przez cztery godzinny dryfowałem, niczym ryba czyściciel szorując dno akwenu. Skonstruowałem nawet podwodny odkurzacz. Omal mnie nie wessało. Plecy spalone niczym grzanka.
Zmęczony, kołysząc się sennie na falach, usłyszałem nagle wielce groźny odgłos. Dziura! Wszyskie ręce na pokład! Ukochany ponton pogrążał się szybciej niż Titanic. Rzuciłem się wylewać jedną ręką wodę. W drugiej bowiem trzymałem radiostację pokładową czyli… komórkę. Resztką sił dobiłem do brzegu.
Mając w pamięci poprzednie, niefortunne próby (co kropelka sklei sklei… tylko pogotowie rozdzieli ;-) ) łatania dziur, pognałem do sklepu aby zakupić nową jednostkę pływającą.
Przebierałem wśród kółek z kaczuszką, foteli dmuchanych (musowo z podstawką na drinka), materacyków przeszklonych. Dokopałem się do pudełka na którym przesympatyczna pani w skąpym bikini yellow, szczerzyła zęby białe niczym śnieg na Giewoncie.
W domu, z pewną taką nieśmiałością, otworzyłem pudełko. Pani niestety nie było, podobnież wiosełek. Chińczyki napisały, że (na pocieszenie?) dają łatkę. Też nie było!
Tak na marginesie, to dobry pomysł dodawać do każdego pontonu taką dmuchaną panią. Miałby człowiek z kim pokonwersować, żeglując samotnie ;-)
Korzystając z miniaturowej dmuchawki, nadmuchałem monstrum o dumnej nazwie “Shark Boat”. Zwodowałem, chrzcząc butelką piwa. Zajmuje co prawda połowę akwenu. Z poprzedniego sterczały mi kulasy, zaś w tym mogę się ukryć.
Wkoło ma gustowny sznureczek. Gdy przysnę i wypadnę za burtę, będę się mógł złapać. Nie utonę upojony słońcem i.. rumem. Muszę jeszcze czymś zastąpić wiosełka. Może postawię żagielek albo skonstruuje napęd? Dmuchawka byłaby w sam raz tylko bateria na niedługo starcza. Więc może farelka? Zawsze marzyłem o własnym poduszkowcu.
Roman, poszedł stąd! Won z pazurami! Romaaaaan…….. pssssssiiiiiiiiiii
Pamietaj o kremie z filtrem ;]
Bardzo ladne kaczki! W zeszlym roku po wroclawskim przejsciu dla pieszych, tuz przy budowanym aquaparku ;) przechadzala sie kaczka wraz z gromadka maluchow! Jaki to byl nieprzecietny i uroczy widok :)!. Kaczuszki mialy kilka dni i byly sliczne :)…
Roman Ci delikatnie sugeruje, że nie marynarz z Ciebie ;-)
Zniknęły z bloga linki na zdjęcia, kontakty a mam jedno pytanie.
Czy ta rybka to standardowe wyposażenie ? :-)
@Wimmer
To jest wyobrażenie tego życia co to miało się wykluć ;-)
…pod kilem…
Gdybym miał obstawiać, stawiałbym na Romana – nokaut w drugiej rundzie…