Prowincjusz w stolicy cd.

Samoloty lądujące na Okęciu, nadlatują od strony Piaseczna, ewentualnie Góry Kalwarii, i tuż za wioską Siedliska zataczają łuk, ustawiając się w ścieżce podejścia. Pas znajduje się około 5 kilometrów w linii prostej.

Wczoraj piloci wielu maszyn (jedna co dwie minuty) odnotowywali dziwne anomalie elektromagnetyczne zakłócające prace przyrządów pokładowych. Gdyby nie natychmiastowa reakcja pilotów, mogłoby dojść do katastrofy. Eksperci nie potrafili podać przyczyny.

Anomalie ustały około czternastej. Dziwny trafem zbiegło się w to w czasie z moim wyjazdem, do kościoła na placu Trzech Krzyży.

Czyżby Warszawa przestała dybać na mnie?

Młoda para nadjechała białym amerykańskim kabrioletem. Świeciło piękne październikowe słońce. Papparazi (w tym ja) rzucili się na parę młodych niczym lwice na antylopy. Przodowała zwłaszcza młoda samica, która co pięć sekund zmieniała obiektywy, a migawka jej aparatu była rozgrzana do czerwoności. Ewidentna miłośniczka fotografii siłowej.

Polega to na tym, iż wykonuje się od 5 do 10 tysięcy zdjęć, licząc, iż wyjdzie parę ciekawych ujęć. Pod względem naświetlonych pardon zapikselowanych klatek, fotografia siłowa graniczy z wideofilmowaniem.

Na przeciwnym biegunie znajduje się fotografia snajperska. Autor, przeważnie z długą lufą, czai się i ustrzela obiekt w kluczowym momencie. Wymaga to niezłego refleksu i wyobraźni pozwalającej przewidzieć co stanie się za chwilę.

Amatora od profesjonalisty można odróżnić po tym, iż ten pierwszy uwielbia robić ujęcia z dołu. Przyklęka starając się umiejscowić aparat jak najniżej i łapie weselników na tle chmur, ewentualnie witraży. Tak to dobrze wyglądają tylko kulturyści. Posiadacze fałdek, podwójnych podbródków znienawidzą fotografa.

Fotografów weselnych obowiązuje niepisany kodeks. Po pierwsze nie robimy sobie nawzajem zdjęć. Złamanie grozi wytłuczeniem… szkieł. Druga zasada to nie wchodzenie w kadr. Niestety ostatnio zauważam upadek tej zasady.

W kluczowych momentach dochodzi do bijatyki paparazzich wynajętych przez rodziny pana i pani młodej. Weselnicy widzą tylko kotłowaninę, w środku której znajduje się para młoda, ksiądz a czasem kościelny lub ministrant broniący czarnego.

Tym razem obyło się bez większych ran i strat w sprzęcie. Świeżo upieczeni małżonkowie ruszyli na małą przejażdżkę ulicami stolicy. My zaś pognaliśmy przywitać ich na progu knajpy na Nowym Świecie.

I czekaliśmy. Kwadrans, trzydzieści minut, godzinę. Parę młodą wcięło.

Co złośliwsi zaczęli przebąkiwać o konsumpcji, bynajmniej nie pożywienia. Ktoś uspokajał twierdząc, że do konsumpcji już doszło, czego dowodem jest moja sześciomiesięczna siostrzenica.

Po półtorej godziny okazało się, iż krążownik szos zaniemógł. Trzeba było zamówić pomoc drogową.

Weselnicy wcisnęli się do sympatycznej podziemnej salki, której nieotwieralne okna natychmiast zaparowały. W końcu pojawiła się młoda pora. Wzniesiono toast i rzucono na uginające się od hiszpańskich frykasów stoły. DJ puścił pełną parę w potężne głośniki, co wydatnie wspomogło prowadzenie konwersacji.

Ewakuowałem się dość wcześnie.

Mknę teraz przez uśpioną Polskę do domu. Uff :-)

ps. Zapraszam na zdjęcia samolotów.

7 myśli nt. „Prowincjusz w stolicy cd.

  1. jiima

    Ech, wesela, wesela… Ja staram się unikać takich imprez – nie tańczę, jestem mało towarzyski, a wrodzona odporność na alkohol połączona z generalnie słabym żołądkiem powodują że wszystkie próby upicia się kończą się wylądowaniem w toalecie… na trzeźwo… brr.

    Próbowałem nawet nie pójść na własne, ale się nie udało… Nawet do tańczenia mnie zmusili… a właściwie do czegoś w rodzaju… :(

    Odpowiedz
  2. Hexe

    Ja poszlam w zaparte i wesela nie bylo. uffff… ;) Slub w ogrodku mojej szwagierki, obiad dla kilkunastu gosci i po poludniu juz bylo po wszystkim. Szybko, sprawnie, kameralnie i bardzo milo. Nawet alkoholu nikt nie chcial pic :)

    Odpowiedz
  3. Seniorka

    Ciekawe, chyba na innym weselu byłam.
    Przysłowiowy miód piłam i dobrze się bawiłam. Kiedyś – trochę czasu temu – byłam na weselu gdzie Fraglesi w tańcach rączo podskakiwał …..jako Pan Młody, a ja też bardzo dobrze się bawiłam!
    A siostrzenica, o której jest mowa…..urodziła się poślubie cywilnym…..dobrze to pamiętam! A nawet gdyby było inaczej….to też bym się bardzo z tego cieszyła!
    A tymczasem młody „Fraglesi II” rośnie jak na drożdżach i już nie długo będzie wypadało żeby Fragles I ruszył znów w tany !. Trzeba będzie bawić się do samego rana !!!

    Odpowiedz
  4. Black Ops

    Hmm, nie wiedziałem, że w tak srogim mieście żyję… tylko ta knajpa mnie ciekawi, bo ni groma nie mogę zakojarzyć, o której mowa…

    Odpowiedz
  5. Seniorka

    Małgosiu! Masz oczywiście rację.Powieliłam błąd Fraglesa. Chodzi tu o bratanicę Fraglesa , a moją wnuczkę

    Odpowiedz

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

Time limit is exhausted. Please reload CAPTCHA.