No święto dziś, nie? Leżę se więc do góry brzuchem i mam wszystko w arschlochu. Nikogo nie muszę bić. Niemcy daleko. W nocy napadało ze dwa metry białego gówna. Tylko durny by się snuł po dworze.
Tak na marginesie to mógłby fragles chwycić za łopatę i odśnieżyć taras. Fakt, odśnieżył ale tylko wejście do domu. Widzę jak wraca ze sklepu z bułkami (razowiec durniu!) Wyjeżdżam do niego – rurku, co ten taras taki zafajdany?
A on na to:
– Kici kici, mleczka?
– Nie wkurzaj mnie, dobrze? – odpowiadam – Od dwóch dni jest tak uwalony taras tutaj, że ledwo udaje mi się z chałupy wyjść!
Nie zajarzył. Chodzi i stęka, że go plery bolą. Poruszał by się trochę, popolował. Kicia mówi, że jeszcze rok, i człowieki będą musiały nauczyć się polować. Żarcie w tych ich żelaznych szafach skończy się.
Przypomnę. Kicia to moja przyjaciółka. Mieszka w domu na rogu.. Panienki zupełnie mnie nie biorą. Choć jak spojrzę, na tego rudego z drugiej ulicy, to grrrr….
Jeszcze napiszę. Ciao!
Świetne! Głaski przesyłam. Van der Maswerk ukocony.
Cholera, zastanawiam się, co mój kot tak myśli naprawdę o mnie.
Ucalowania w pyszczek przesylam. Mrrrrrr…… ;)
Polubilem koty..
Zdjęcie Romana jest rewelacja, o przepraszam, Roman jest rewelacyjny i pozwolił na ten portret ;-)