Od rana była łaźnia. Słońce grzało niemiłosiernie. Grzebaliśmy w aucie z kumplem. Przytelepał się sąsiad spod piątki z piwem w ręku.
– Pochwalony. Pewnikiem czwóreczka będzie – rzucił patrząc w niebo.
– e tam, na moje oko trójeczka – rzucił gruby.
Z obowiązkowo włączonego tranzystorowego radia piała jakaś lafirynda. Kumpel rozgrzebał silnik do połowy. Podawałem klucze. Gruby zapalił wymiętolonego papierosa. Nagle muzyka urwała się i odezwał się spiker – Uwaga, nadchodzi koma cztery, powtarzam koma cztery….
– No i kurna wykrakaliście, czwóreczka! Muszę meble ogrodowe pochować. – skomentował ten spod piątki.
– To ty jeszcze nie pochowałeś po wczorajszej trójce? – zdziwił się gruby.
– łańcuchem mam je spięte, nie będę za każdą trójką targał do garażu.
– Ruchy, ruchy sąsiedzi, mamy góra pięć minut. – krzyknął w naszą stronę osiedlowy.
– Co z autem? – zapytałem kumpla.
– Do garażu wpychamy, czwórka poważna sprawa – odparł wycierając ręce ze smaru.
Z domów wybiegły żony gnając bachory. Ten spod piętnastki szarpał się z drzwiami osiedlowego schronu. Wykopaliśmy go w czynie społecznym w zeszłym roku, kiedy piątka rozniosła w drobny mak pół dzielnicy.
oj Fraglesi, znowu sie bawisz w proroka ;)…