Ciepłe lato dobiegało końca. Dzieciaki taplały się w wodzie. Starsi wygrzewali cielska na rozgrzanym piasku. Jedzenia było w bród. Spokojnie czekaliśmy zimy.
Od niepamiętnych czasów żyliśmy pod ziemią. Życie na powierzchni, z powodu panujących tam warunków, było niemożliwe. Choć znaleźli się tacy, co twierdzili, że tam też jest życie. Śmiałkowie nie wracali.
Tam mieszkał Bóg. Odwiedzał nas od czasu do czasu. Nad głowami pojawiała się wtedy okrutna jasność i wielka dłoń Boga unosiła wybrańców. Nie wiadomo dlaczego niektórzy nazywali go Wielkim Wędkarzem.
Dziś w pierwszym dniu jesieni Bóg postanowił skończyć z naszym światem.
– Biada nam! – wrzeszczeli niewierzący.
Wierzący ufnie spoglądali w górę. Dzieci piszczały chowając się pod matki.
Pan spuścił na nas potop.
—
Człowiek zwany Fraglesim, sapiąc uniósł pokrywę szamba.
– Ożeszku – zaklął szpetnie. Pod pokrywą kłębiło się stado tłustych dżdżownic.
– Na rybki by się zdało jechać – zarechotał szambiarz.
Fraglesi chwycił za szlauch.
Adam Owicz „nie doprowadził” kanalizy ?(sztański wynalazek)
Już się bałem, że to jakaś APOKALIPSA?……a to tylko zwykły los stworzeń żyjacych na tej ziemi, w ziemi, w wodzie i w powietrzu….
„…na stos, rzuciliśmy, swój gliści los, na stos, na stos…”
Dobre podsumowanie szkoda że się kończy dobrze byłoby, gdyby przez te ostatnie dni było ciepło.
albo my albo oni ;-)
lepiej oni. apokalipsa apokalipsą a dżdżownice na haczyk :) co do lata to zrekompensują mi je jesienne szczupaki ;)