Lodówka napęczniała, nie daje się zamknąć. Chałupa wypucowana. Rekin w szoku, bo taki śliczny to nie był nawet wtedy, gdy 28 lat temu opuszczał Bayerische Motoren Werke. Goście w drodze.
Nadchodzi czas rozpasania, szalonej konsumpcji, wodą polewania, i oglądania po raz kolejny Kevina samego w domu, albo innego megahitu. Po domu snują się świąteczne zapachy. Łóżka w pokojach gościnnych posłane. Wizyta u fryzjerki i manicurzystki odbyta. Kot Roman do domu znosi zamordowaną zwierzynę, chcąc się dołożyć do uczty.
Dzisiaj rano żona oznajmiła, że bardzo by chciała abym wspomógł, i odwiedził trzy, jak to się wyraziła, małe miejsca – monopolowy, warzywniak i aptekę. Kilometrową listę sporządziła. Kasą wypchała portfel.
Odwiedzenie owych „małych” miejsc zajęło mi ponad godzinę. Wszędzie (zwłaszcza w warzywniaku) mimo wczesnej pory, tłum kobiet z obłędem w oczach. Za nimi tragarze rodzaju męskiego (mężowie?) z rezygnacją w oczach. Cebuli nie ma, winogrona się skończyły, jabłka marne.
We wtorek okrutna waga znowu zacznie łgać. O losie.
Ale póki co zdrowych i wesołych świąt dla wszystkich !
Rekin, rzeczywiście, wypucowany. Ledwo rozpoznałam go pod jednym ze sklepów.
To, co zdołamy dołożyć do wagi – szybciutko spalimy. Proponuję po świętach porządnie zabrać się za leśne wyprawy.
Wesołych świat gospodarzu
..bialy barszcz z pelnym wkladem,kielbasy,szynki no i desery……to co zgubilem,juz mam z powrotem.Pozdrowienia.