Naszym śmiertelnym wrogiem są misiaczki. Uzbrojone w suszarki czatują na nas z ukrycia. Zastawiają też wnyki, choć wiele jest podpuchą. Trochę misiaczków gania na hulajnogach. Są też wredne co to ukrywają fakt bycia misiaczkiem.
Ale my mobilki nie jesteśmy bezbronne. Mamy na nich baty. No i zbieramy się watahy. Wiadomo w kupie raźniej. Ci z przodu ostrzegają o suszeniu tych z tyłu. Bo spotkanie z suszarką słono kosztuje. Czasem nawet utratę prawa do mobilkowania.
I tak było dzisiaj o świcie. Za Łomiankami uformowała się wataha. Większość wypasionych, wściekłych i szybkich. Parę złomków co to niewiele ma do stracenia. Same małe mobilki. Duże nie trzymają z nami, choć gadają. Duże mobilki boją się krokodylków.
Przez pierwsze kilometry trwała walka o pierwszeństwo. Samiec alfa wysforował się na przodek, a za nim ruszyła reszta sfory. Z rykiem parliśmy ścieżką na północ. Dzisiaj umysłowych mało, bo niedziela.
Młode jak to młode, harcowały. Starsze statecznie ciągnęły w ogonie. Mijaliśmy uśpione wioski, sioła i miasteczka. Biada lepperowi, który by wtargnął na naszą ścieżkę.
Skupienie na twarzach, powiedziałbym nawet zacięcie. Ręce kurczowo zaciśnięte na kierownikach. Czasem któryś zmęczony odpadał do pistopu. Podczepi się po następną sforę.
– Jak tam ścieżka na…. – pytali co rusz ci z tyłu.
– Czyściutko – odpowiadał przodek. Lub czasem – misiaczki z szuszarką na 135.
– Podziękował, bajo, szerokości. – odkrzykiwał tył.
Zaczynał się kolejny dzień obławy na mobilki.
jeśli za Łomiankami to na 320 misiaczki
Piękne :)
Uh irytuje mnie coś takiego.
Podziękował! Bajo:)