Born to be wild 2010

Nie, nie pojechałem na urlop. Jeszcze tylko cztery koszmarnie długie dni. 96 wlekące się godziny. 5760 minut… Snuję się od okna do okna. Smętnie spoglądam na gotową do drogi moją nową ( o tym za chwilę) maszynę. Nuda, brak akcji. Wytrzymać! wytrzymać!

Od telewizora mnie odrzuca. Polityka dosięgła bruku. Albo raczej dna. Dna szamba. Z pisuaru wylewają się nieczystości. Mam już dosyć dywagacji na temat samolotu, krzyża, Palikota, rozryczanej posłanki K i Antka psychola. Nie chce mi się tego komentować.

Nie cierpię urlopów stacjonarnych. W trzeci dzień zaczynam się nudzić. W czwarty zaczynam łazić po ścianach, w piąty splątywać linę z prześcieradła. Muszę się przemieszczać. Każdego dnia inne widoki, inne powietrze, inni ludzie.

W zeszłym roku rzuciłem wariacki pomysł pod roboczym tytułem „Born to be wild”. Udało się. Dwanaście dni w podróży. 2500 kilometrów częściowo bezdrożami. Pozostał niedosyt. Nie wszędzie dało się wjechać Mirka szewroletem. Co chwila walił miską olejową o kamulce.

Już późną jesienią i zimą zacząłem rozmyślać o wyprawie 2010. Koło łóżka zaległ stosik map, przewodników, atlasów. W zimowe wieczory, gdy za oknem szalała śnieżyca, wodziłem palcem po mapie. Przeważnie wzdłuż zachodniej granicy. Ale tam podobno mało ciekawie, zbyt cywilizowanie, a ja spragniony jestem dzikości, wschodu, bezdroży. Kumpel motocyklista zaczął namawiać mnie na podróż po Europie Zachodniej. On i paru innych czoperami, a ja z nimi jako wóz techniczny moją nową maszyną – landryną.

Tak, przystąpiłem do elitarnego bractwa landryniarzy! Nabyłem Land Rovera Discovery I 2,5 Tdi. Maszyna do pokonywania wyjątkowych bezdroży. Auto stworzone dla mnie! Budzące respekt ponad dwie tony stali. Siedzisko na wysokości ciężarówki. Oto Landryna:

Spokojnie, rekin zostaje. Grzechem by było sprzedać takie auto. Co prawda obrażony kręcił nosem przez jakiś czas, ale pogodziliśmy się. Dostał nowe liftomaty, boczek słupka prawego, a kolega przeczyścił mu serce. Teraz Rekin jest jak nowy i ma zagwarantowane miejsce w ocieplanym garażu, oraz to, że w zimie będzie spał snem zimowym.

Na Landrynką musiałem trochę popracować. Z lekka była dziurawa, nogami można było się odpychać od ziemi. Wymienić trzeba było też parę podzespołów. Mam nadzieję, że nie zawiedzie mnie w nadchodzącej wyprawie. W przyszłym roku pojadą nią do Rumunii, a za dwa, trzy lata do Mongolii.

Wracając do tegorocznej wyprawy, stanęło na tym, że jedziemy jeszcze raz wzdłuż wschodniej granicy. Sześć osób, w tym dwie na motorach. Nasze hasło przewodnie to „Nic nie musimy”. Nie będziemy zwiedzać cerkwi i kościołów, pałaców, zamków. Spodoba nam się droga w lewo, mimo że gps każe jechać w prawo, olejemy gpsa. Nie będzie się nam rano chciało wstać, będziemy spać do południa. Ciekawe kiedy pękniemy ;-)

Ja osobiście chce wjechać moją maszyną tam gdzie wcześniej baliśmy się wjechać. Chcę, gdy towarzystwo będzie jeszcze spać, wdziać moje buty siedmiomilowe, chwycić za kije i pognać przed siebie z aparatem w plecaku. Odnaleźć ową mityczną Polskę egzotyczną. Oby tylko pogoda nam dopisała.

Biorę radiostację przenośną i zamierzam jak rok temu zdawać wam relację.

12 myśli nt. „Born to be wild 2010

  1. salamandra

    juz sie balam, ze opchnales Rekina, takie autko z klasa ;)…

    …a wdluz zachodniej granicy chyba rzeczywiscie jest nudno – mam znajomych co to na rowerkach jezdza wdluz rzek europy – i stwierdzili, ze podroz wdluz Odry obojetnie czy po wschodnim czy po zachodnim brzegu byla udreka…

    Odpowiedz
  2. piotr chmielarz

    Gospodarzu może wybierzcie się do Czarnobyla sądzę że tam mielibyście swoją egzotykę wysłuchaj reportażu Jakie rośliny i zwierzęta można znaleźć w Czarnobylu?
    z radia tok fm

    Odpowiedz
  3. fraglesi Autor wpisu

    @Nonchallance
    Jak się rozpędzimy to może i tam zajedziemy ;-)

    @Salamandra
    Niewiele brakowało aby poszedł do fanatyków youngtimerów.

    Odpowiedz
  4. mjack

    Super, ale wypucowałeś to autko…;-)
    Podobno Landrowery do 2000 -2003 roku to dobre maszyny, na późniejsze mechanik strasznie pomstował. Może i prawda, ale gdy żonie kupiłem „czołg w wersji sportowej” czyli Range Rovera (1996 bodajże), to szybko zaprzyjaźniliśmy się z mechanikiem. Jak dla mnie – za dużo automatów i nietypowych rozwiązań…

    Odpowiedz
  5. Valdo

    Rad nie rad musze sie przyznac ze wlasnie taki mam samochod a moim rekinem jest 18-to letni Olds Supreme juz poza produkcja.Bezdroza to polnocna czasc MI wraz z UP.Zakopalem sie pare razy nim nauczylem sie jezdzic.Fajna zabawka.Milych wojazy.Pozdrowienia

    Odpowiedz
  6. miron

    czy z ściany wschodniej wdepniesz na najcieplejszy bałtyk od lat czytaj KARWIĘ ???
    daj znać telefonicznie

    Odpowiedz
  7. Stal

    Fajny plan a raczej brak planu „nic nie musimy” :)
    Muszę spróbować – ciekawe co na to moja zorganizowana i poukłada połówka hehe

    Odpowiedz
  8. jowi1953

    Ty leniu! Jak już prowadzisz blog i ludzie przyzwyczaili się do czytania Twoich przemyśleć (lub wypocin) to nie zostawia się ich na tak długi czas bez możliwości czytania. Założyć szatę pokutną i pościć.

    Odpowiedz

Skomentuj miron Anuluj pisanie odpowiedzi

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

Time limit is exhausted. Please reload CAPTCHA.