Kończ waść, wstydu oszczędź!

– Niżej! O tak!
– Uaaaaaa!
– Główka niżej! Dochodzisz!
– Nie mogę…. nie mam już siły….
– Możesz! Nogi! I ciągnij! Ciągnij wysoko!
– Yes! Yes! Yes!

Taki to oto dialog mogliby usłyszeć uczniowie pewnej gdańskiej szkoły podstawowej, gdyby hasali po boisku. Na szczęście nie hasają, bo białe g* pokryło prawie metrową warstwą szkolny spacerniak.

Pełne wysiłku głosy, okraszane okrzykami zachwytu, a czasem i mięsistym określeniem oporności ciała, dochodzą z wielkiego gumowego balonu, który szczelnie skrywa przed ciekawskimi oczyma to co się dzieje w środku.

I tak już od ponad dwóch miesięcy.

A środku dwóch spoconych (w tym jeden znacznie bardziej) facetów w średnim wieku tatła się w ceglanej mączce próbując rozstrzelać się nawzajem mknącymi z prędkością nadświetlną (sorki Einstein, pomyliłeś się bracie) żółtymi piłeczkami.

Mniej spocony, bo wysmukły to Zenek. Piszący te słowa to ten drugi, któremu wstyd się przyznać ale mimo utraty 40kg sadła, ciągle jeszcze daleko do smukłości szczypiorku na wiosnę.

Piłeczek jest dostatek. – Zbieramy – krzyczy co pewien czas Zenek. Można odsapnąć. Dać odpocząć nogom. Obetrzeć pot z czoła. – Na tą stroną, wysoko, zamach! – komenderuje trener Zenek. Pchnięta z olbrzymią siłą piłka przeważnie idzie w krzaki ale jak już trafi gdzie trzeba, to nagrodzone jest to krótkim stwierdzeniem Zenka „As!”. Trzeba pamiętać o zasypaniu potem krateru.

Początkowo gra przypominała badminton. Piłki dziurawiły dach, strącały lampy. Stopniowo tor lotu stawał się coraz bardziej płaską parabolą. Pojawiły się uderzenia najbardziej zabójcze, kiedy pocisk muska delikatnie siatkę, i wirując niczym zarodnik klonu, opada metr za siatką. – Nie odebrania – kwituje Zenek.

Pod koniec owej bardzo wyczerpującej godziny, co drugą piłkę, która wymaga przebiegnięcia 2 metrów określam jako nie odebrania. Zenek pełen sił przedłuża czas, znęca się nad niczym Pan Michał nad Kmicicem. – Kończ waść, wstydu oszczędź! – chrypię czołgając się w stronę siatki.

Jest Bosko!

4 myśli nt. „Kończ waść, wstydu oszczędź!

  1. zbigniew

    Fraglesi,
    Ten kawałek Twojego tekstu /…/ „ciągle jeszcze (mi) daleko do smukłości szczypiorku na wiosnę.” /…/ sugeruje, że może taki jest Twój cel? Moim zdaniem, bezpieczniej byłoby dążyć do: „smukłości pędu dojrzałej cebuli, takiej tuż przed kwitnięciem” – tak byłoby – chyba – bardziej przyzwoicie i na miejscu.

    Odpowiedz
  2. piotr

    A co się stało z nadkomisarzem Heinem czy odszedł na emeryturę lub dano mu pasiak i numerek żeby go nie pomylono. Dobry tekst.

    Odpowiedz
  3. Graszka - Igraszka

    Warto było poczekać chwilkę na tak żartobliwy tekst. Początek – zupełnie nie skojarzył mi się z tenisem. Zazdroszczę „polotu pióra”. Czytając wpis, przypomniało mi się moje spotkanie na korcie . Długi weekend majowy spędzałam w Wilkasach, przeurokliwej miejscowości na Mazurach. Mimo , iż nie należę do osób „puszystych” aczkolwiek nie do „szczypiorów” , wytrzymałam na korcie tenisowym 15 min , w tym pięć minut było poświęcone prawidłowemu trzymaniu rakiety. Na nic się zdały namowy trenera, stanowczo wybrałam inne boisko. Szacun dla Panów za kondycję i wytrwałość.

    Odpowiedz
  4. Hexe

    O rany! Fraglesi! Gratulacje – podziwiam, ze tez Ci sie chce w taka zime paskudna z domu wychodzic. Brrr…..

    Odpowiedz

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

Time limit is exhausted. Please reload CAPTCHA.