Żółwik urodził się 1995 roku. W przypadku psów rok życia równy jest siedmiu latom ludzkim, rok żółwika równoważny jest trzem. Można więc powiedzieć, że żółwik jest w wieku średnim, najpiękniejszym wieku mężczyzny, gdy kłos doświadczenia ciężki ale łodyga mocna, oj mocna ;-)
Żółwik jest z pochodzenia Niemcem, ale większość życia spędził w Polsce. Pierwsze lata zeszły mu na pracy w niemieckiej służbie zdrowia. Woził chorych pomiędzy dwoma szpitalami. Pracy nie miał wiele, czasem jeden, czasem dwa kursy dziennie. Wieczorami przed zaśnięciem marzył o karierze w policji, wojsku, albo chociażby w handlu. Z drugiej strony nie miał powodów do narzekania, wielu z jego braci, mimo młodego wieku, z powodu katorżniczej pracy przeniosło się na tamten świat, lub (tego obawiał się najbardziej) zostało wywiezionych na wschód.
Błogi czas nie trwał długo. Pewnego dnia barbarzyńcy ogołocili go z wszystkiego co posiadał i wystawili na sprzedaż na targu niewolników. Drżąc patrzył na taksujących go potencjalnych kupców o wschodnich rysach twarzy, mówiących dziwnym szeleszczącym językiem. Macali, stukali, zaglądali w trzewia. Już wiedział co go czeka. To przed czym ostrzegał go jego dziadek, który wrócił stamtąd jakimś cudem wiele lat po wojnie.
Nabywcą był starszy sympatyczny Pan, jak się okazało z Polski. Wiele słyszał o tym kraju, niestety niezbyt dobrego. Polnische wirtschaft – polska gospodarka – tak w jego języku określało się bałagan, brak gospodarności, marną pracę. – Etre sous comme un Polonais – być pijanym jak Polak – takiego sformułowania używał często jego przyjaciel francuz, gdy przyszło im golnąć po służbie.
Czarne myśli krążyły po żółwikowej głowie gdy wraz z nowym panem jechali przez Polskę do nowego domu pod Gdańskiem. Może nie będzie tak źle – myślał. – Gdańsk to dawniej Danzig, odwiecznie niemieckie miasto. Może i ludzie tam mieszkający są lepsi niż ci barbarzyńcy co napłynęli ze wschodu?
Droga była nierówna, wyboista, nie oświetlona. Z rykiem silnika mijały ich bmw, audice i merole z przyciemnionymi szybami. Wyprzedzali pod górkę, na trzeciego, trąbili, grozili światłami. To musiało się niejednokrotnie kończyć źle, droga był naznaczona krzyżami. – O losie – jęczał żółwik ale parł do przodu. Na wschód. Drang nach Osten.
Jego nowy dom znajdował się 30 km od Gdańska. Zadbane, kaszubskie miasteczko. Praca była lekka, jego pan prowadził gospodarstwo ogrodnicze. Woził więc kwiaty na nową gdańską giełdę. Czasem jechali do miasta.
To był inny Danzig niż ten który znał z opowieści stryja. Nowi mieszkańcy pieczołowicie odbudowali stare tysiącletnie centrum, które na przełomie marca i kwietnia 1945 spłonęło doszczętnie. Przybysze ze wschodu wnieśli powiew młodości, energię, otwartość. Danzig rozrósł się, połknął okoliczne miejscowości, opasał (choć nieraz z trudem) siecią nowoczesnych dróg. W kilkadziesiąt lat po wojnie to niepokorne miasto ponownie rozkwitało emanując na całą wschodnią Europę ideami, wobec których nie można było pozostać obojętnym.
Żółwik nauczył się tego jednego z siedmiu najtrudniejszych języków na świecie. Jakże nieuporządkowanego, chaotycznego, lecz jednocześnie romantycznie pięknego. Nawet w mowie ulicy, gdzie przeważało pewne słowo na k, najczęstszym zaś czasownikiem o wielu znaczeniach było słowo na p lub j.
Niestety nic nie trwa wiecznie. Cdn.
Tekst, jak jeden z wielu napisany przez Ciebie, bardzo estetycznie z lekką nutą sentymalizmu. Aż chce się czytać, i z niecierpliwością oczekuje się dalszych losów głównych bohaterów.
Ps. Samochód ma ładne oczka.
Bardzo mily zolwik! Mial szczescie „zwierzak” ;)