Bob budowniczy

Tak jak wielu innych chcę zostać Bobem budowniczym. Sprawa nie jest prosta, wymaga poświęcenia, cierpliwości, oraz niestety pieniędzy. W tym celu codziennie udaję się do świątyni Wielkiego Boba.

Świątynia znajduje się niedaleko mojego domu. Jest duża, przestronna, jasna. Nie to co ta dziadowska mała, duszna, zagracona do granic możliwości swiątynia Obi-boków, nie wspominając o pożal się Boże baraku Lerła Merlenów.

W świątyni jest wszystko czego tylko dusza zapragnie. Człowiek chodzi między regałami, które uginają się od dóbr wszelakich, głowa kręci się w lewo i prawo, a palce swędzą niemiłosiernie. Wielki Bob pomyślał o wszystkim. W każdym rozmiarze, w każdym kolorze, rodzaju i typie. Jest i małe, jest i duże. Plastikowe, drewniane, gumowe, papierowe, metalowe, pozłacane. Normalnie mówię wam u Wielkiego Boba jest wszystko!

My uczniowie na początku czujemy się zagubieni. Lecz uczynni, skromni terminatorzy, przyszli mistrzowie, śpieszą nam z pomocą. Radzą, prowadzą, wskazują, instruują. Łatwo ich poznać po ubiorze. Noszą niebieskie spodnie na szelkach i żółte tiszorty latem. Zimą nakładają żółte polary. Bo barwy Wielkiego Boba to niebieski i żółty. Jak niebo i słońce.

Ponieważ od jakiegoś czasu bywam w świątyni codziennie, już mnie poznają, witają uśmiechem, pytają co słychać, na co mam dzisiaj ochotę, co takiego mnie sprowadza, co dzisiaj buduje. Znam już ich imiona, kojarzę twarze.

Bardzo bym chciał być jednym z nich. Móc tak godzinami przebywać w świątyni Wielkiego Boba. Czasem przystaje obok nich, i udając, że coś oglądam, podsłuchuje ich rozmowy. Dzisiaj widziałem, jak jeden trzymał jedną za rękę, i coś tam jej szeptał czule na ucho. Ona uśmiechała się zawstydzona, czasem zalotnie uśmiechała. Ciekawe o czym tak deliberowali, czyżby o nowej dostawie w dziale metalowym?

Wierzę, że moje wysiłki, moja cierpliwa nauka, oraz to, że za każdą wizytą zostawiam suty datek, zostaną wynagrodzone, i któregoś razu z głośników w świątyni Boba rozlegnie się głos najwyższego, który powie: Fraglesi, pójdź do mnie, chce abyś został moim uczniem, a kiedyś może i apostołem.

 

2 myśli nt. „Bob budowniczy

  1. Graszka - Igraszka

    Bob budowniczy, podjeżdża pod sklep, i oczom nie wierzy . Czyżby to dla niego ten piękny czerwony dywan? Oczywiście, że tak. Więc Bob dumnie kroczy po dywanie, uśmiecha się, gestem dłoni pozdrawia. W szpalerze ustawieni pracownicy w żółto niebieskich strojach pozdrawiają Boba, zapraszając do środka. Przy drzwiach wejściowych (gdzie pisze pchaj albo ciągnij- wybór należy do ciebie) dziewczynka z chłopcem ubrani w strój kaszubski. W rękach trzymają ogromny chleb dożynkowy i bukiet czerwono białych goździków. Bob odbiera kwiaty i wchodzi do swojej wyroczni. Na półkach uśmiechają się do niego przedziwne narzędzia i szepczą skrycie- weź mnie, będę ci długo służył kosztuję tylko 9,90zł. Bob wpada w szał kupowania. Tam promocja, tam gratis ( wliczony w koszt towaru). Wszystko się przyda. Wózek nie mieści towaru, pęka w szwach. Spocony dociera do kasy nr 5. Ogarnia go przerażenie, 80zł, 220zł a końca zakupów jeszcze nie widać. W końcu meta-880 zł. Miła ekspedientka, – zadaje pytanie płaci pan gotówką czy kartą? Zimny pot oblał Boba. Nerwowo szuka karty kredytowej.
    Aż tu nagle, w wyroczni rozlega się komunikat – Niespodziankę mamy dla naszych stałych klientów – my płacimy rachunek za państwa zakupy – wygrała kasa nr 5.

    Bob przeciera oczy….szkoda, że to był tylko sen.

    Odpowiedz

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

Time limit is exhausted. Please reload CAPTCHA.