Żółwik, Krzyżak, Hołowczyc, pies z kiwającą głową i ja – cz.2

Hołek pomógł trafić na położone nad jeziorem pole namiotowe w Gołdapi.
– Może być? – spytałem towarzystwo, tzn. zbolałego żółwia, psa kiwającego głową, Hołka i to skrzypiące germańskie nasienie. Pies kiwający głową pokiwał głową. Hołek nie odpowiedział nic bo już pożegnał się (Jesteś u celu, prowadził cię Krzysztof Hołowczyc, pozdrawiam) i poszedł spać w swoim pudełku. Krzyżak wypiszczał coś po niemiecku co zabrzmiało jak „lek miś am Arsz!”. Może ktoś wie co to znaczy?

Zrobiłem sobie coś do jedzenia. Obok trwała w najlepsze impreza. Brzdąkały gitarki, dzwoniły szklanice, latały butelki. Stale powtarzali refren „idzie jesień i nie ma to rady”. Niedoczekanie ich! Poszedłem zwizytować kible. Późny Gierek, wczesny Jaruzel. Poczytałem książkę i ukołysany przez Żółwika zapadłem się w objęcia Morfeusza.

,,Weź niebieską pigułkę, a historia się skończy, obudzisz się i uwierzysz we wszystko, w co zechcesz. Weź czerwoną pigułkę, a pokażę ci, dokąd prowadzi królicza nora.” – powiedział Morfeusz w moim śnie. Niebieska oznaczałaby koniec urlopu. – Czerwoną poproszę – wymamrotałem sennie. – I bardzo dobrze, bardzo dobrze – powiedział Morfeusz – Tego będziemy się trzymać, a w nagrodę przyśni ci się Indianka na koniu.

Następnego dnia skoro świt obnażyłem silniczek. W LT-lach dostęp jest dość łatwy, i za to lubią go mechanicy. Wystarczy wyjąć trochę ciężkawą osłonę i hulaj dusza (Halo! Czy jedzie z nami jakiś mechanik?) Zakasałem rękawy, na czoło założyłem czołówkę, zlokalizowałem czujniki. Wprawnym ruchem obnażyłem ten wymieniony. Srajtaśmą otarłem olej (sru sru) Odsunąłem jakąś rurkę (trach) i dostałem się do drugiego czujnika.
– Yes! Yes! Yes! – wykrzyknąłem jak pewien krzywousty premier, który pokochał Isabell. Okazało się, że kabelek zlazł z czujnika i dyndał smyrając go co pewien czas, pobudzając tym samym do wydawania fikuśnych odgłosów.

Gdy myłem ręce, przypałętał się kierownik pola namiotowego. Spojrzał na me dłonie, usmarowane olejem po łokcie, i spytał się co się stało. Opowiedziałem. Papierosa wyjął, zaciągnął się – a na czym kurna normalnie jeździsz? Bo ja parę lat kurna toczyłem się starem, a wcześniej na jelczu.

Spytałem go o jakiegoś dobrego mechanika od ciężarowych. Wyjaśnił i kazał powołać się na strzelca z ośrodka sportu.

Spakowałem żółwia i nie budząc Hołka potoczyłem ciągnąć protestującego Ulricha. To była stacja diagnostyczna. – Nie pomogę, ludzi na urlopie mam – odpowiedział kierownik – Niech pan spróbuje na Piaskowej.

Obudziłem Hołka i kazałem się prowadzić na Piaskową. Tam, mimo że szlochałem im w rękawy, powiedzieli, że nie dadzą rady bo mają pilne robótki na podnośnikach, dali następne namiary. Następne namiary w ogóle nie chciały spojrzeć. Jakiś gość polecił innego dwie przecznice dalej.

Ten inny gdy mnie zobaczył wykrzyknął – nie wiem, nie znam się, nie orientuję się, zarobiony jestem!
– Błagam! – padłem na kolanach gotów stopy jego całować.
– Panie! Sam jestem a poza tym zbiornik pier* i 400 litrów wody muszę z kanału wypompować.
– Ja Panu tą wodę wypompuje – zaoferowałem się patrząc błagalnie mu w oczy.
– Nie, nie, tam dalej po lewej, zajedź Pan, oni mają więcej ludzi.

Co miałem zrobić? Poturlałem się tracąc nadzieję. Czekało mnie spędzenie pozostałej połowy życia w uroczym mieście Gołdapi. – W zimie może być ciężko, będę musiał załatwić przyłącze z elektrowni – pomyślałem.

Tam dalej po lewej wyszedł do mnie wąski gość. Pochlipując opowiedziałem mu swą historię.
– Pan czeka – dał mi nadzieje. Pokornie czekałem. Po godzinie wrócił z kolegą który odbył ze mną rundkę. – Pewnie krzyżak – rzucił kolega. Wąski wśliznął się pod auto. Nie wiem jak to zrobił bo tam jest może ze dwadzieścia centymetrów. Coś tam grzebał, kazał ruszać autem lekko w tył i przód. Wypełzł. – Na 99% krzyżak – splunął. – Zaciera się kurna, ale my nic z tym nie zrobimy, trzeba do regeneracji zawieźć. Jakieś pięć dni.

Zabrzmiało jak wyrok. – Co czynić? Co czynić? – osłabły opadłem na podsunięte szybko przez kolegę wąskiego – plastikowe krzesło. – Jest gdzie spać he he – zarechotali.
– Dam radę dotoczyć się do Gdańska? – spytałem. – Wytrzyma?
– Tego nie wie nikt – odparł wąski – może da a może nie da. Wał się urwie…
– I może nawet auto przewrócić, nie? – wtrącił kolega wąskiego.
– Eee, nie, za ciężkie – uspokoił Wąski.

Postanowiłem jechać dalej. Jeszcze parę kilometrów na wschód, a potem powolutku wracać. Nawet nie spodziewałem co mnie spotka nad Śniadrwami.

Ciąg dalszy

2 myśli nt. „Żółwik, Krzyżak, Hołowczyc, pies z kiwającą głową i ja – cz.2

  1. zbigniew

    Com się nabiedził i podtekstów różnych naszukał…..a to – powiem dla starszej nieco generacji – KRZYŻAK….to przegub Cardana.

    Odpowiedz

Skomentuj zbigniew Anuluj pisanie odpowiedzi

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

Time limit is exhausted. Please reload CAPTCHA.