O ludach wędrownych i wolności


Podczas moich wakacyjnych peregrynacji, jako urodzony obserwator, zauważyłem, że lud kempingujący dzieli się na trzy kategorie: przyczepiarzy, kamperowców i namiociarzy, zwanych też czasem pogardliwie szmaciarzami.

Sam należę, od wiosny tego roku, do kamperowców, nomadów albo jak kto woli cyganów 21 wieku. Długo byłem szmaciarzem, przez jakiś czas groziło mi przystąpienie do braci Drzymałowej, koniec końców stałem się właścicielem kryptokampera żółwika.

Przyczepiarze stosunkowo szybko zmieniają tryb życia na osiadły. Nie ma co się dziwić. Spróbuj jeden z drugim wlec taki domek na kółkach za sobą, manewrować, nie daj Boże cofać, koszmar! Znajdują więc szybko sympatyczne miejsce, i tam kotwiczą na stałe.

Na początku na parę dni, potem tydzień, dwa, całe wakacje. Po paru latach dochodzą do wniosku, że można by tak zbudować jakąś werandę, wiatę, płotek, i budka na kółkach osiada na cegłach. Z czasem zostaje wchłonięta przez rozrastający się drewniany domek letniskowy zwany dla formalności werandą.

Proces ten z całą wyrazistością zaobserwowałem na wyspie Bukowiec, na Jezioraku. Tutaj są zdjęcia: http://zdjecia.pl/index.cgi?action=16&dir=/20110905Wyspa%20Bukowiec/

Wyspa jest niesamowita. Wjeżdża się na nią po wąskiej utwardzonej grobli o długości 400 metrów. Jest to jedno wielkie pole namiotowe na którego obejście trzeba co najmniej pół godziny. Tłumów nie ma, zwłaszcza w części porośniętej lasem. Spokojnie można znaleźć miejsce gdzie do najbliższego sąsiada będzie kilkaset metrów, co w przypadku dobrej pogody pozwoli hasać na golasa. Jest woda bieżąca, czyste tojtoje i prąd. Gastronomia i mały sklepik ale z cenami mocno zaporowymi.

Snując się po wyspie z aparatem poczułem się trochę jak w żywym skansenie. Plastikowo drewniane chatki, płotki z materiału albo folii, zabudowania gospodarcze, a nawet rękodzieło ludowe – rzeźby z konarów, fantazyjne strachy na wróble. Chlupotał Jeziorak, drzewa szumiały, hulał jesienno-letni wiatr. Czasem odezwał się jakiś ptak.

Przyczepiarze nie są nam wrodzy, aczkolwiek jak każdy lud osiadły, patrzą podejrzliwie na rozbitych w pobliżu włóczęgów. – Trzeba być czujnym Panie – mówią między sobą – bo nigdy nie wiadomo, kiedy taki cygan grilla ci podpieprzy, albo nie daj Boże, solara! Czułem więc na plecach ich czujny wzrok. Gdy odwracałem się szybko, zdradzała ich poruszona firanka.

Są jeszcze namiociarze. To jest faza prenatalna. Większość z nich przerodzi się w przyczepiarza albo kamperowca. Albo zostaną zatwardziałymi namiociarzami do końca, Jak Henryk i Janina (tak ich sobie w myślach nazwałem) których spotkałem na kempingu w Jantarze.

Starsi państwo ze szronem na głowie, którzy spali w malutkim pamiętającym (ich) czasy studenckie. Obok stał wypieszczony maluch na warszawskich blachach. Tak na marginesie już sam dojazd z Warszawy na wybrzeże takim jeździdełkiem jest nie lada wyczynem. Chyba poruszali się poboczem, spychani co chwila przez wściekłych i szybkich pobratymców.

Wczoraj uzmysłowiłem sobie, że od czerwca przemieszkałem prawie miesiąc w moim żółwiu. Gnałem przed siebie, bawiłem się w eksploratora, szukając miejsc zapomnianych, często opuszczonych ale klimatem.

Pichciłem posiłki w żółwikowej kuchni, pasłem brzuch sjestując na kanapie, a za rozwartymi drzwiami i oknami rozciągał się widok, którego żaden hotel nie mógłby mi zagwarantować, i to całkowicie za darmo! Parę razy próbowałem zakotwiczyć w jednym miejscu na co najmniej dwa dni, ale już o poranku coś kazało mi ruszać dalej, przed siebie.

I to jest właśnie wolność!

5 myśli nt. „O ludach wędrownych i wolności

  1. zbigniew

    Czytujący Fraglesa zauważą ład i porządek w franglesowej „kuchni”…..prawda, że ładnie. A może to dzięki konieczności wożenia kuchni po polskich drogach ???
    A tekst i zdjęcia są przednie.

    Odpowiedz
  2. Kanadol

    Oj Fraglesi,
    Poruszyles moja bardzo czula strune. Jezdzilem na Bukowiec przez parenascie lat, organizowalismy tam dla studentow hydroakustyki, laboratorium terenowe. Oboz rozbijalismy chyba w tym miejscu, ktore pokazujesz z Zolwikiem na fotografi Nr. 1. Czy w Wieprzu nadal jest jeden sklep na rozwidleniu drogi, tz przy zjezdzie na groble?
    Pozdrawiam zza oceanu…

    Odpowiedz
  3. fraglesi Autor wpisu

    Czy stoi sklep tego nie zauważyłem, a żółwikiem stałem jakieś 500 metrów od recepcji, na pierwszej dużej polanie po lewej. Pod wielkim dębem. A jako, że w nocy wiał niezły wiatr to w dach cały czas grzmociły żołędzie

    Odpowiedz
  4. Graszka - Igraszka

    Bardzo fajny tekst. Pełen przemyśleń i refleksji. Musisz być szczęśliwym człowiekiem. A co do „szmaciarzy- namiociarzy”. Kiedy byłam piękna i młoda jeździłam na biwaki. W tamtych czasach żadna niewygoda mi nie przeszkadzała. Całkiem niedawno z przyjaciółką postanowiłyśmy wybrać się nad jezioro Tuchomek.A ponieważ z tamtych czasów tylko „i” pozostało wstałam rano z bolącym kręgosłupem.
    ps. Mam nadzieję, że napiszesz jeszcze coś o swoich podróżach.

    Odpowiedz
  5. Kanadol

    Dab sie zgadza ale kiedys niebylo zadnej recepcji. Domyslam sie, ze w tym miejscu stal kiedys dom wlascicielki wyspy.

    Odpowiedz

Skomentuj Graszka - Igraszka Anuluj pisanie odpowiedzi

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

Time limit is exhausted. Please reload CAPTCHA.