O misce, która podróżowała koleją… pardon kurierem.

Auto to nie lodołamacz, nawet szwedzkie pancerne volvo, i nie należy próbować rozbijać nim lodu, bo to się może źle skończyć, o czym przekonałem się w zeszły piątek wracając z tenisa. To, że coś się wydarzy przeczuwałem już od tygodnia.

Mam chyba dar jasnowidztwa. Jeśli zaczyna krążyć mi po głowie myśl, że dawno nie dostałem mandatu, to niedługo potem nadziewam się na chłopców radarowców. Tym razem trochę mnie przeznaczenie oszukało, bo spodziewałem się dzwona, a to była miska.

Droga do hali tenisowej prowadzi przez szkolne boisko, nikt jej w zimie nie odśnieża. Marcowe słoneczko wytopiło koleiny, a śnieg pomiędzy nimi zamieniło w lód twardy niczym martenowska stal. Wjeżdżając szorowałem brzuchem, więc wykoncypowałem, że wracając pojadę lekko bokiem.

Jechałem sobie jechałem, i było super, ale do czasu. Autem w pełnej chwili zarzuciło, koła wpadły w koleiny i łupnęło brzuchem o glebę, znaczy lód. Kamikadze, czyli ja, nawet się nie zatrzymałem aby zobaczyć czy coś się nie stało. Jdzie to jedzie, w końcu co może zrobić szwedzkiej stali zwykła zamarznięta woda. Ano może – dziurę taką, że pięść można włożyć, lub jakby określił to fachowo mój kolega ginekolog – rozwarcie na trzy palce.

Pół kilometra dalej zapaliła się lampka oliwna. – Ożeszku – zmiąłem w ustach przekleństwo, i pognałem niczym trafiony przez myśliwego jelonek ku matecznikowi, znacząc brązowa posoką asfalt. Szczęście nie było daleko, i silnik nie zdążył się (to się jeszcze okaże) zatrzeć.

Jeszcze tego samego dnia zranioną maszynę ewakuowałem na lawecie do mechanika. I zaczęło się szukanie nowej miski. Sprawa jak się okazało nie taka łatwa, bo auto ma swoje lata, i pewnie w serwisie sprzedaliby mi ją w cenie złota. Mechanik doradził szukać na Allegro.

W środę, po długim szperaniu w sieci, trafiłem na taką samą (ten sam numer seryjny) gdzieś w Wielkopolsce. Po dłuższej telekonferencji mego mechanika ze sprzedawcą („abo panie, kurde piszę, że do manuala a pan masz automat…”) zakupiłem. Miała być na następny dzień czyli czwartek.

Czwartek minął, kuriera nie ma, dzwonie do sprzedawcy aby upewnić się, że wysłał. Tak, wysłał. W piątek pod wieczór nie wytrzymałem, dzwonię do sprzedawcy aby dowiedział się co z miską. Obiecuje za chwilę oddzwonić i podać mi numer listu przewozowego. Oddzwania ale numeru nie ma, dlaczego to nie wiem, bo strasznie telefon przerywał. Zrozumiałem tylko, że za chwilę dostanę ten numer sms-em od firmy kurierskiej.

Po 2 godzinach dzwoni jakiś boss i bardzo przeprasza, że nigdy to mu się dotychczas nie zdarzyło, że ktoś nie wypisał czegoś, i miska pojechała do Gdańska, i DHL nie chce jej wydać, i musi wrócić, i oni ją wyślą jeszcze raz. i będzie nie wcześniej niż na wtorek.

Słucham i słucham i nic nie mówię, bo co mam powiedzieć. Przyzwyczajony jestem. Kanapka zawsze upada mi masłem w dół. Pociąg do którego wsiadam staje w polu. W sklepie moja kolejka do kasy zawsze idzie najwolniej, kasa się tuż przede mną psuje. Itd itp. Znoszę to ze stoickim spokojem, bo po co się denerwować? Zawsze zakładam, że zwykle coś nie pójdzie, i jestem bardzo mile zdziwiony (dość rzadko) że coś poszło akuratnie.

Wcale nie jest powiedziane, że moja miska olejowa dotrze do mnie we wtorek. Być może dostanę od niej pocztówkę z Paryża, albo Tokio. A jak dotrze na pewno okaże się, że pomimo takiego samego numeru seryjnego nie będzie pasować. Zamówię inną. Do jesieni może uda się Volvusia naprawić. Póki co jeżdżę kamperem żółwiem. Jest super!

6 myśli nt. „O misce, która podróżowała koleją… pardon kurierem.

  1. Rolnik

    Jak zapali się kontrolka ciśnienia oleju-to powinno się niezwłocznie wyłączyć silnik a nie gnać -nawet na skróty-do domu.
    A co z Landrynką? zimową porą jak znalazł – w Gdańsku, który przecież szczególnie dba o mieszkancow Osowy…. :-(

    Odpowiedz
  2. btd

    yyy w mojej 740 pod silnikiem mialem fabryczną osłonę taką na której w takich sytuacjach fajnie się śliżgało, można było rozwalić dopiero skrzynię biegów.

    współczuję i powodzenia.

    Odpowiedz
  3. btd

    w mojej 740 miałem fabryczną osłonę silnika na której w takich sytuacjach nie raz się ślizgałem. zobacz czy nie namierzysz takiej, wtedy volvem można pocinać prawie jak landryną

    Odpowiedz
  4. fraglesi Autor wpisu

    @Rolnik no przecież landryna odjechała w siną dal
    @btd dobry pomysł :-) Mój sąsiad samochodziarz radzi wmontować dwie obejmy stalowe, takie jakie miał kiedyś w fiacie 125p. Dobrze, że żółw mój jest pancerny z góry i z dołu

    Odpowiedz
  5. Zbigniew

    Nasze koleje losu – o czym Fraglesi dobrze wie – „nakazywały” nam jeździc po bezdrożach Sahary, zimnej Kanadzie, Europie itp…..no i oczywiście po znanych, naszych polskich drogach. Jakoś zawsze udawało się nam zachowac w całości miski olejowe i inne części samochodów…..a teraz: „volvo stoi, a miska gdzieś błądzi”…..taki pech. Szukam w pamięci i przypominam sobie, że kiedy byłem młody (powiedzmy: młodszy) to czasem bywało / zdarzało się, że myślałem: przejadę! – nie, no chyba przejadę?! Teraz zostawiam auto na twardej, przejezdnej drodze i idę ten kawałek pieszo, bo ewentualne naprawy, wypychanie auta z błota, ze śniegu……”kosztują” potem tyle pieniedzy i zachodu, że odechciewa się wszystkiego. Po co to napisałem? Chyba dlatego, że przypomniały mi się moje inne, ale samochodowe, przygody.

    Odpowiedz

Skomentuj btd Anuluj pisanie odpowiedzi

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

Time limit is exhausted. Please reload CAPTCHA.