O jakże marzą się mi już owe dni czerwcowe u progu lata, kiedy budzę się po piątej, a słońce już od godziny przemierza nieboskłon, za oknem drą się ptaki, a pobliską drogą przemykają pierwsze zaspane pojazdy. Ubieram się krótkie gacie, tiszort, sandały na gołe stopy, okradam lodówkę i wskakuje do rozgrzanego już słońcem auta, którego nie chciało mi się chować na noc do garażu, bo po co, skoro taka krótka.
Tempus fugit, aeternitas manet.
1 odpowiedź