W czasie deszczu koty się nudzą.

Od rana wieje i leje. Natangijski ocean zasnuł się mokrą mgłą, zniknął horyzont, sztorm panie Bosman, dziesięć w skali Beauforta. Koty początkowo protestowały, że nie wolno im wyjść na dwór, pod tym jak zrobiły strajk okupacyjny sieni, zostały nawet wypuszczone, ale nosa nie wyściubiły poza ganek.

Ja porzeźbiłem w cyfrowej materii, Graszka zaś zapełniała czymś wielce smakowitym butelki z kapslem, które udało mi się kupić na czwartkowym ryneczku. Podobno to eliksir, który uratuje nam życie w długie jesienno zimowe wieczory. Letnia ambrozja smaków.

Po obiedzie (przepysznym jak zwykle – spróbowałbym powiedzieć inaczej hi hi) pękłem. To znaczy nie rozpękłem się z powodu nadmiaru jadła, ale psychicznie, zapragnąłem za wszelką cenę jakiekolwiek antydepresanta. Niczym narkoman, albo palacz lub alkoholik na odwyku.

Nie dałem rady. wskoczyłem w mój mały czołg i pognałem do Polo w Górowie, a tam kłębił się tłum podobnych mi złaknionych antydepresantów. Półki prawie, że wyczyszczone ze słodkości. No cóż, taka pogoda.

Rok temu było dokładnie tak samo. Monsunowe deszcze próbowały zmyć nas z górki, a my tkwiliśmy, walcząc jak lwy, a raczej jak żeglarze w sztormie na pokładzie. Teraz siedzimy w ciepełku, rozwaleni na kanapach, obłożeni kotami, i jest nam dobrze. Na końcu świata.

Aby nas jeszcze bardziej podnieść na duchu poczytałem Graszce doniesienia z trójmiejskich dróg: Obwodnica stoi, Grunwaldzka stoi, Spacerowa stoi, Słowackiego stoi, co tam, wszystko stoi. Aż mi się banan na twarzy przykleił, że ja już nie muszę, że zapomniałem jak to jest. A do centrum mego miasteczka mam 4 minuty, niezależnie od pory dnia i pogody. No dobra nie będę już was tam w tym wielkim mieście denerwował

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

Time limit is exhausted. Please reload CAPTCHA.