Pierniczę ekologię.
Skończyła się drewniana karma dla zielonego smoka. Zimy jeszcze nie ma, ale czymś wodę trzeba grzać. Pod dłuższym ociąganiu się, gdy cielsko zaczęło z lekka cuchnąć z braku ablucji, odpaliłem czołg i pomknąłem do dealera smoczego żarła.
A trzeba wam wiedzieć, że jedyny to w okolicy kramarz, który w ofercie ma drewno w granulkach. Swój geszeft ma powiatowym mieście, od którego normalnie dzieli mnie niecałe trzydzieści kilometrów.
Niestety w wyniku szeroko zakrojonej akcji drogowców, miasto owo oddaliło się ( dzięki fikuśnie wyznaczonym objazdom) o kolejne dwadzieścia. W dwie strony to razem dodatkowe czterdzieści.
Szukałem innego źródła, ale jestem chyba tutaj jedynym mieszkańcem gminy, i jednym z paru w powiecie, którzy postawili na ekologię. Był jeden producent w Ornecie, ale ewidentnie padł. Do Pieniężna nie próbowałem się nawet dostać, bo nie prowadzi tam już żadna droga.
Dotarłem więc z rana do kupca, pieniądze kładę na stół, a on na to – mało. Jak to mało, pytam zdumiony. Podrożał, wszystko drożeje, i będzie jeszcze droższy, weź pan parę ton, to cena będzie niższa, a nie jakieś marne piętnaście woreczków. Szlochając wysupłałem kilka dodatkowych (więcej niż ciężko zarobionych) srebrników.
Ładując owe pełne złota worki na pakę całowałem każdy z osobna. Będę go wydzielał smokowi niczym najdroższy rarytas. Kąpiele dozwolone będą odtąd raz w tygodniu, jak w czasach minionych. Zimą zaś chromolę ekologię, będę palił czym popadnie, oponami, plastikiem, porąbanymi meblami, zebranym chrustem.
Globalne ocieplenie? Super! Mniej opału się zużyje! A że za dwadzieścia, trzydzieści lat będzie po ludzkości pozamiatane, mam to gdzieś! Pewnie już tego nie dożyje.
Aby globalnie docieplić planetę, idę ściąć wszystkie drzewa które posadziliśmy, i nakopię pierdzinamburu, który jak nazwa na to wskazuje, stanowi bogate źródło CO2. Tylko okna trzeba otworzyć, bo szyb szkoda.