Jaki był ten rok?
To kolejne podejście do podsumowania mijającego roku, i odbijam się od ściany. Po raz kolejny zadaję sobie pytanie jaki był 2019 i nie potrafię znaleźć jednoznacznej odpowiedzi. Dobry, zły, przeciętny? Na początku roku nie robiłem większych planów, trudno jest mi więc stwierdzić co zostało odhaczone, a co nie.
Nauczyłem się robić krótsze plany, góra trzymiesięczne, łatwiej się je realizuje. Od jakiego czasy, a właściwie od momentu zamieszkania na wsi, dzielę czas na odcinki : okres letni i zimowy.
Ciepła pora to czas wytężonej pracy, zwłaszcza wokół domu, zaś zima to czas spowolnienia, odpoczynku, przyśnięcia. Wynika to zapewne z bliskiego obcowania z matką naturą, która roztacza swoje królestwo tuż za progiem domu. Chcąc nie chcą trzeba żyć zgodnie z jej odwiecznym cyklem.
To był rok bardzo pracowity i na polu zawodowym i w obejściu. Dużo zrobiliśmy w domu i w jego otoczeniu. Głównie to zasługa Graszki, bo gdyby to ode mnie zależało, to dom i ogród przedstawiałyby sobą obraz nędzy i rozpaczy. Ogród? Wystarczy ścieżka do auta. No ale tak to już jest, że gdyby nie baby tobyśmy nadal siedzieli na gałęzi i wtranżalali banany.
To był rok przywyknięcia do życia na wsi. Adrenalina opadła. Wszystko znormalniało. Niestety też momentami magia. Uzmysławiają to goście z zewnątrz, na których natangijska magia działa z cała wyrazistością, tak jak na nas, na początku.
Zresztą nie ma co odwracać głowy w przeszłość, co się udało to się udało, a co się nie udało, to pal licho. Od paru dni dzień się wydłuża. Odradza się słońce. Ani się obejrzymy zazieleni się wkoło. Wrócą bociany.
Chciałbym w nowym roku więcej poświęcić się pisaniu, choć to nie łatwe. Proza życia skutecznie odciąga od grafomani. Pisanie to hobby, pasja, wymagająca ciszy i spokoju. A trudno jest to osiągnąć nawet tutaj w domu na końcu świata. Graszka ma ze mną w tym zakresie pański krzyż. No cóż, kiepskiej baletnicy….