Archiwa autora: fraglesi

2023->2024

To był rok burzliwy.

Po pierwsze, przekonałem się, do jakich świństw są zdolni ludzie podli. Dwulicowi, wyrachowani, zakłamani, pozbawieni skrupułów i zasad moralnych. Dla własnych partykularnych interesów, przeważnie dla pieniędzy. Piszę w liczbie mnogiej, bo nie mam na myśli jednej osoby.

Tworzą oni układ zamknięty, zabetonowany, którego zbrojenie stanowią wzajemne relacje finansowo-towarzyskie, osadzony w mikroświecie prowincjonalnego miasteczka. Bazuję na tej nabytej empirycznie wiedzy (teorię miałem już opanowaną), pisząc moją powieść, której nadałem roboczy tytuł: „Układ prowincjonalny”.

Po drugie, zrozumiałem, jak błędną postawą jest donkiszoteria. Ludzi nie należy uszczęśliwiać na siłę, próbować pokazać im normalny świat. W przytłaczającej większości przypadków wolą tkwić w marazmie, w złudzeniach, wirtualnej rzeczywistości, matriksie. Są jak niewolnicy, godzący się na kajdany w zamian za miskę ryżu. Syndrom sztokholmski w pełnej okazałości. Takie postawy też znajdą odzwierciedlenie w mojej powieści.

Podstawową lekcję, jaką wyniosłem w minionym roku, można streścić jednym zdaniem: nie zmieniaj świata, zmień siebie. Niby to oczywista oczywistość. Na liczniku wyskoczyło właśnie „57”, powinienem więc już dawno kierować się tą zasadą. Cóż, teoria teorią, a praktyka….

Plany na 2024?

Nadchodzący rok będzie dla mnie rokiem intensywnego sklejania słów w opowieści. Poza wspomnianą powyżej powieścią, chcę napisać dalszą część Okruchów. Wspomagam też Graszkę w wydaniu jej książki „Droga do domu”. Postaram się też być aktywniejszy w świecie cyfrowym – FB / Insta / Threads / Watt pad / YT.

Zgodnie z daną sobie obietnicą, na pewno nie pochylę się już nad historią Landsbergu. Aczkolwiek nie wykluczam powrotu do snucia opowieści o Natangii, a może i Warmii (Orneta, Lidzbark, Przodkowo itp.) oraz Barcji. Lubię historię lokalną. Kręci mnie szperanie, zestawianie faktów i pisanie. Wszystko będzie zależeć od dostępnego czasu.

Chcę też powrócić do tematów, którym poświęcałem mnóstwo czasu, zanim nie zacząłem bawić w Don Kichota, czyli samowystarczalność (Off Grid), permakultura, zioła, wege, low-tech, zero waste. Wnikam też dość mocno w filozofię wschodu (Zen i różne takie tam). Jogi na razie nie zamierzam uprawiać, póki co ruszę dupsko i zacznę (w końcu!) ganiać z kijami.

Za cztery, może pięć lat planujemy sprzedać nasze siedlisko i znaleźć nowe miejsce na ziemi. Czy docelowe? Tego nie wiem. O podjęciu tej decyzji zadecydowały wydarzenia w minionym roku. Opowiada o tym Graszka w swoim ostatnim filmie na naszym kanale „Dom pod bocianem” na YT.

(-> https://youtu.be/1pcrqbqX34c?si=Qu8PoIEGV8v_ukp9)

Nigdy nie planowałem mieszkania do późnej starości w domu na zadupiu. Lata lecą jak szalone i co robi z człowiekiem czas, widzę teraz dobitnie na przykładzie moich rodziców. Do niedawna chciałem kupić mieszkanie na rynku w pobliskim miasteczku i w sędziwym wieku przesiadywać na ławeczce, karmiąc gołębie. Teraz wiem, że popełniłbym wielki błąd. To miasteczko dogorywa, starzeje się i wyludnia na potęgę. Zawsze też byłbym tu obcy.

Na starość (cholera! Za 13 lat, o ile dożyję, będę miał 70 lat! A co to jest 13 lat?) lepiej zamieszkać bliżej dużego miasta, bliżej dzieci, lekarzy. Bliżej morza, nad które można pojechać na spacer. Kościół do szczęścia nie jest mi potrzebny. Być może będą to Żuławy, okolice Elbląga, Malborka, może Tczewa. A może Portugalia, kto wie?

Dziennik z czasów zarazy – fala piąta – dzień 08

Prusowie nie bez kozery nazywali Natangię krainą spływających wód. Wody, jakimi niebo obdarza ziemię, nie wnikają głęboko w gliniastą ziemię, tylko zmierzają w zgodnie ze strzałką wektora siły F wynoszącej F=GmM/r2 , gdzie jak wszyscy pamiętają ze szkoły podstawowej G=6,673⋅10−11N⋅m2⋅kg−2. Strzałka ta skierowana jest w dół w kierunku jądra matki Gai.

Czytaj dalej

Dziennik z czasów zarazy – fala piąta – dzień 04

Ciepłe zachodnie wiatry zlizały z natangijskich pagórków biel, na powrót dominującą barwą jest rdzawa ochra. Natangia (Nātanga) to kraina o spływających wodach – tak nazywali ją Prusowie – prawdziwa terra inhabitalis.

Oj tak, spływające wody potrafią tu nieźle dopiec. Przekonaliśmy się o tym w pierwszym roku, kiedy próbowaliśmy uprawiać offroad błotny naszymi miastowymi autami. W maju 2017 r. nabyłem oplową tankietkę w wersji sport i udręka się skończyła, a zaczęła frajda.

Czytaj dalej

Dziennik z czasów zarazy – piąta fala – dzień 02

Poprzedni rekord udało się pobić wiosną 2020 roku, podczas pierwszej fali. Przez trzy tygodnie nie opuszczaliśmy wyspy bezludnej, konsumując zgromadzone zapasy. To był czas lockdownu.

Pod koniec nie było łatwo. Jechaliśmy na konserwach turystycznych, których smak miał się nijak do tego, co pamiętałem z letnich wojaży z rodzicami pod namiot w latach 70. XX wieku. Namiętnie spożywany przeze mnie podczas studiów (przełom lat 80-90) paprykarz szczeciński, miał z tamtym wspólny jedynie kolor. Gdyby lockdown miał miejsce latem, może pociągnęlibyśmy dłużej, pałaszując dary ziemi.

Czytaj dalej

Dziennik z czasów zarazy – fala piąta – dzień 01

No więc, że ten dzień nadejdzie, wiedziałem od dawna. Niepokój narastał stopniowo, starałem się go odganiać, zamiatać pod mózgowy dywan, ale bez powodzenia. Próbowałem przełożyć ten dzień. Może jutro, mówiłem do Graszki, bo to tamto. Raz się udało, ale za drugim razem już nie, nie można tego było odkładać w nieskończoność.

Czytaj dalej

Opowieść wigilijna AD 2021

Po lesie błąkali się już ponad dwa tygodnie. Było zimno, bardzo zimno, i padał gęsty śnieg. Jakimś cudem udało im się pokonać zasieki i znaleźć po drugiej stronie. Zgubili się z resztą grupy. W telefonie padła bateria. Jego żona Miriam była w zaawansowanej ciąży, poród mógł nastąpić lada moment, musiał znaleźć pomoc.

Czytaj dalej

Krótka elegia o domu który umarł

Domy opuszczone przez człowieka umierają. Pruskie domy umierają szybko, zwłaszcza gdy pomogą im w tym szabrownicy. Wystarczy, że zacznie przeciekać dach i po kilkunastu latach pozostaje po nich pagórek rozpadających się cegieł i butwiejących belek oraz desek. Ten dom jeszcze parę lat temu nadawał się do zamieszkania, ale jego nowi właściciele nie mogli, póki co w nim zamieszkać na stałe. Los rzucił ich daleko, a dom czekał w milczeniu, na ludzi, którzy ponownie wypełniliby jego wnętrze.

Czytaj dalej

Przebudzenie

Obudziłem się w połowie lutego, chyba tego dnia (16II), kiedy zima uparła się, aby przekonać mnie, jaka jest piękna, chcąc sprawić, abym ją polubił. Porozwieszała na wszystkim, co się dało miliardy diamencików. Może to i ładne było — nową Zorką pięć zrobiłem parę zdjęć — ale zimy i tak nienawidzę.

Czytaj dalej