Poszedłem z trójnogim psem na spacer poranny. W nieodłącznych gumofilcach, niebieskiej kapocie i (jeszcze) krótkich gaciach. Minęliśmy starą zdziczałą gruszę na zakręcie, która powiła milion malutkich gruszek. Przystanąłem i zerwałem jedną. Cierpka, odrzuciłem. Kudeł co chwila spozierał na mnie zdziwiony, że funduję mu tak długi spacer. Poszliśmy jeszcze kawałek. Przystanąłem koło pordzewiałego pola, zrobiłem parę zdjęć moja nową zorką. Łąkowa zieleń przeszła w żelazistą ochrę.
– No dobrze wracamy – powiedziałem do psa, a ten momentalnie wrzucił bieg wsteczny. Czytaj dalej