Adio pomidory

Dzisiaj spostrzegłem, że minał równo rok jak umieściłem tutaj tekst. Nie umarłem. Pisuje głównie na FB, choć ostatnio trochę mało. Pomyślałem sobie, że może warto by reaktywować tego bloga, w końcu nie wszyscy korzystają z FB. Biję się więc w piersi i wrzucam tekst sprzed paru dni z FB: Czytaj dalej

Taka chwila

Wczoraj wieczorem zaczął padać śnieg. Trochę później niż rok temu, wtedy to był 4 listopada. Trójnogi pies nie miał za dużej ochoty na spacer, szybko zawróciliśmy. Idąc pomiędzy ośnieżonymi świerkami, skierowałem w górę snop latarki. Miliardy płatków wyłaniały się z czerni, w cichym tańcu opadały na ziemię. Zgarnąłem trochę śniegu z maski auta i ulepiłem bałwanka.
– Coś dla ciebie mam, niespodzianka! – powiedziałem do Graszki wyciągając go zza pleców. Rozśpiewaliśmy się jingle bell-owo.

Czytaj dalej

Heimat

Aż przychodzi taka chwila, mniej więcej koło południa, kiedy po paru godzinach siedzenia przed okiem monitora, mam nieprzemożoną ochotę wstać i owiać się wiatrem. Zrzucam więc cyfrowe kajdany, biorę trzy jabłka z kosza w sieni, wzuwam gumofilce i kapotę (jeśli pada) i wychodzę przed dom. Na wirtualnego papierosa. Wirtualnego bo nie palę.

Czytaj dalej

Latarenka

Kiedy listonosz wręczał mi długo oczekiwaną przesyłkę, pomyślałem sobie – no tak, znowu jest jak z tym basenem. A z gumianą sadzawką to było tak. Zmęczony upalnym latem postanowiłem nabyć basen ogrodowy, aby kamperując moim żółwikiem, móc potaplać się.

Stałem więc jak Mosiek z Berdyczowa w pewnym dużym markecie, przed półką z basenami, kiwając się i zawodząc „aj waj, aj waj, a czemuż tak drogo”. W końcu wybrałem taki za stówę z kawałkiem, rozporowy, bezdmuchaniowy. Czytaj dalej

Dom z gadająca rurą

Jako, że zimnica coraz większa, pora zacząć sezon grzewczy. To znaczy sezon kominkowy już jakiś czas temu się zaczął, ale ociągałem się z włączeniem zielonego smoka. Powstrzymywała mnie świadomość, że żarłacz zacznie połykać worek pelletu za workiem, i do przyszłej ciepłej pory pożre wielką kupę pieniędzy. Wielką niczym kopiec kościuszki.

Czytaj dalej

Świat zmarnowany

Trafiliśmy bez trudu. Stał po środku wioski. Nieogrodzony, nie zarośnięty krzaczorami i samosiejkami. Podeszliśmy pod sam portyk. Odrapany, z odpadającym tynkiem, brudnymi ale całymi oknami, obdarty tympanonów, gzymsów, faset, pilastów i architrawów. Śmierdziało krowami z pobliskiej wielkiej obory.
 
 
Obeszliśmy go wkoło. Graszka strzelała fotki, a ja przysiadłem na starej ławeczce kontemplując otoczenie. Stare, pordzewiałe audi z urwanym tłumikiem. Połatana sznurkiem trampolina. Grill z biedry, łuszcząca się altanka. Prowizorycznie zabezpieczona dziura w ziemi. Traktorowa Kabina zarosła chwastami. Kable, kawałek rury, zdziczałe świerki, zryta ceglana ściana.

Czytaj dalej