Czekaliśmy na Niego odświętnie ubrani. Był piękny słoneczny dzień. Wiosna wybuchła zielenią.
– Jedzie! – krzyknęli z bramy i rzucili się otwierać.
A trzeba wam wiedzieć, że brama była prawie zawsze zawarta. Z rzadka ją uchylono, gdy pastuszkowie pędzili bydło albo ktoś jechał do miasta. Na zewnątrz czaił się bezlitosny wróg, chcący zawładnąć naszymi sercami. Podeptać wiarę ojców naszych. Zgiąć karki w Brukselskiej niewoli.
Mężczyźni zdjęli kapelusze, obciągnęli marynarki. Kobiety poprawiły chustki na głowach, skarciły niesforne dzieci. Nad głowami powiewały biało-czerwone flagi. Nad burmistrzem wisiał ogromny napis: Nie oddamy piędzi naszej ziemi !
Wysiadł. Chleb pocałował. Dziewczynkę z kwiatami, córkę burmistrza, w stroju ludowym, po główce pogładził. Kwiaty przyjął. Uśmiech okrasił jego, zwykle smutną i surową, twarz. Był wśród swoich.
Wyglądał tak niepozornie przy ochroniarzach. Kruchy i malutki, ale jakże wielki duchem. Nasze Słońce, Nasz Ojciec, przewodnik.
– Ciszę się, że was widzę – powiedział cicho.
Kobiety rzuciły się całować po rękach. Mężczyźni nabożnie trzymali kapelusze w rękach. Wiatr szarpał ich słomiane czupryny. Dzieci pochowały się za matkami.
– Bo my Panie, ludzie może i proste, ale uczciwe – odparł Kowal Macieja – U nas spokojnie, choć na świecie wszędzie wojna.
– Lud u nas głęboko wierzący i patriotyczny – wtrącił pleban – Jak kioskarz chciał świństwa sprzedawać, to ludzie zagrozili, że mu budę spalą. A tego, jak mu tam, Interneta nie ma. Bezeceństwa nie docierają.
– I konta, u tych żydów lichwiarzy, nikt ni ma – krzyknął ktoś z tyłu – Zresztą żyda u nas nie uświadczysz!
– Jak się raz niemieckie turysty zapędziły, tośmy Panie, wszystkie okna w autobusie wytłukli. Zwiewali aż kurzyło – zaśmiała się rezolutna Nowakowa, żona piekarza.
– Dobrze zrobiliście. Niemcy to wróg nasz śmiertelny. A wódki i piwa nie nadużywacie? – spytał troskliwie.
– Skądże Panie! – zaprotestowali
Otoczyli go ciasno, mimo protestów ochroniarzy. Każdy chciał dotknąć choćby rękawa. Mówił o świecie, o wrogach, o kłamstwach w telewizji i radiu. Odpowiedzieli, że słuchają tylko Radia Maryja. Pochwalił.
– Muszę wracać kochani – spojrzał na zegarek – Panie Burmistrzu, tniemy!
Burmistrz podał nożyczki. Załopotała wyprężona wstęga biało-czerwona. Błysnęły nożyczki w jego dużych, gospodarskich rękach.
– Jarmark uważam za otwarty – powiedział z uśmiechem.
Tak bardzo żałowali, że nie może zostać z nimi dłużej.
—
Zdjęcie ze strony pismoprofile.com
Hehe, domyślam się, że zainspirował Cię komentarz Piotra do poprzedniego wpisu, że „przez model Thusk2007 można rozmawiać z całym światem, a JAR04 działa tylko na jarmarkach”. :)
…to powitanie szacownego goscia – przypomina „powitanie” jakim uraczyli Polonusy Tuska w za wielka woda…
…ale to w sumie pocieszajace jest – widzac „poziom” przeciwnikow Tuska w USA, nie dziwie sie juz ze wsrod amerykanskiej poloni wygral kaczor – „Intjeligencja” to to nie jest… (nie obrazajac zaoceanicznych czytelnikow Tego bloga – wybaczcie uogolnienia :) )
Hej Sal
Nie ma sprawy, a w ogole to masz calkowita racje.
Wystarczy tutaj odwiedzic polskie getto.
Pozdrawiamy serdecznie.
No i jak tu nie pisać o polityce… :)