Panie Janie

Panie Janie, i znów życie zatoczyło niesamowitą pętlę, bo kiedy przypominam sobie ten lipcowy dzień, gdy razem z pańską żoną otworzyliśmy wrota garażu,  a pamiętam, że był to ciepły lipiec, i ponad dwa lata dzieliły nas od czasu gdy pan nagle odszedł;
stał tam w półmroku, przykryty kocami, przypudrowany kurzem, drzemał czekając aż Pan wróci, przekręci starter, i znowu pognacie Kielnieńską, którą wtedy jeszcze dało się gnać, a potem na dalej, Spacerową, a może choćby na Obwodnicę, Pan paląc swoją nieodłączną fajkę, on cicho mrucząc, zespoleni w  jedno mechaniczno-biologiczne ciało; no więc zdjęliśmy owe koce, a kurz wirował w ukośnych promieniach popołudniowego słońca, i bez problemu zapaliłem, ostrożnie wyjechałem na pańską wąską uliczkę, i mimo dwóch lata uśpienia, on jechał jakby nic, szczęśliwy, że jego przydługi sen się skończył, a i być może był zdziwiony, że to nie Pan siedzi za kierownicą tylko ktoś obcy; Potem za każdym razem gdy mijaliśmy Balcerskiego, on jakby się wahał, czekał aż skręcimy w lewo, do Pana, jechaliśmy jednak prosto, i z czasem przyzwyczaił się, choć nie sądzę aby o Panu zapomniał, bo nie zapomina się pierwszego właściciela, zwłaszcza takiego który dba, chucha, pieczołowicie naprawia każdą usterką; trzeba powiedzieć, że większość jest przekonana, że auta nie mają duszy, choć w chwilach gdy zawodzą powtarzają – to złośliwość rzecz martwych – więc mają jednak duszę Panie Janie, zresztą po co pytam, wiem, że Pan w to wierzył, i wiedzieli o tym wszyscy, którzy Pana znali, wręcz wskazywano na Pana jako osobę, która zna i kocha samochody; tamtego lipcowego dnia nie byłem przekonany czy podołam, czy nasza ludzko-mechaniczna przyjaźń potrwa tyle ile wasza, w końcu żadne z moich aut nie wytrwało ze mna dłużej niż cztery lata, psuły się, grymasiły, rdzewiały, aż koniec końców szły do ludzi; jakiś czas sprawdzał mnie, gasł, czasem zepsuł na amen, ratował telefon do przyjaciela, coś mu dolegało, jakby tęsknota, ale Pan o tym wie, nie raz słyszałem w nocy, na krawędzi snu, że Pan tam jest, w garażu; doszło nawet do tego, że chciałem się go pozbyć i on to też czuł, zrobił się złośliwy, może zazdrosny o nową siostrę, czuł, ze nie zagrzeje miejsca, widział w końcu tych co wkoło niego chodzili, macali, grzebali, komentowali, lecz ten zły czas minął, opłaciłem wizytę u lakiernika, dostał nowe stare felgi, grill, i prawą lampę, bo ta stara, którą Pan próbował reanimować, niestety dokończyła żywota, więc wygląda teraz Panie Janie jak wtedy, dwadzieścia osiem lat temu gdy zobaczył go Pan na fabrycznym parkingu, czas zatoczył koło.

2 myśli nt. „Panie Janie

  1. Rolnik

    Czemu zmieniłeś blachy?
    cyt „jakiś czas sprawdzał mnie, gasł, czasem zepsuł na amen, ratował tele­fon do przyjaciela, coś mu dolegało”
    BMW = Będziesz Miał Wydatki

    wersja wiejska:
    Będziesz Miał Wypas ;-)

    pesymistycznie:
    Będziesz Miał Wypadek :-(

    Pozdrawiam
    R.

    Odpowiedz

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

Time limit is exhausted. Please reload CAPTCHA.