Kiedy listonosz wręczał mi długo oczekiwaną przesyłkę, pomyślałem sobie – no tak, znowu jest jak z tym basenem. A z gumianą sadzawką to było tak. Zmęczony upalnym latem postanowiłem nabyć basen ogrodowy, aby kamperując moim żółwikiem, móc potaplać się.
Stałem więc jak Mosiek z Berdyczowa w pewnym dużym markecie, przed półką z basenami, kiwając się i zawodząc „aj waj, aj waj, a czemuż tak drogo”. W końcu wybrałem taki za stówę z kawałkiem, rozporowy, bezdmuchaniowy.
Na zdjęciu, które było na pudełku, w basenie taplał się młody pan i bardzo ładna pani, i jeszcze dzieciątek gromadka. Wszyscy uśmiechnięci od ucha do ucha, słońce błyszczało na wyszczerzonych kłach. Jak ich się mieści takaż gromada to i zmieszczę się i ja – pomyślałem nie sprawdzając (a jakże!) wymiarów.
Dnia wielce upalnego wyjąłem basenik z pudełka, i nalałem wody. Ale coś klocki nie pasowały do obrazka – jak śpiewał śp. pamięci Młynarski. Zmieściłem się w baseniku ale pozycji embronialnej, zaś wody pozostało niewiele, wyparła się.
Wracając do latareczki. Po dłuższym deliberowaniu skusiłem się na jedną, bo rabat 50%, bo najnowszy model, bo wielofunkcyjna, bo taktyczno wojskowa S.W.A.T, bo najmocniejsze ogniwo w sprzedaży (9800mAh), bo 1000W, bo 5000 Lumenów o matko i córko, a wszystko to za hmmm… 18,99 + przesyłka.
Wyjąłem to coś niewiele większe od grubszego pióra i podrapałem się po moje półwiecznej od wczoraj łepetynie. Jak to to ma świecić 5 tysiącami lumenów na co najmniej 600 metrów w ciemną dal, to ja jestem cesarz chiński.
Nastała pora wieczornego spaceru. Zanurzyliśmy się w mokrą ciemność. Zapalam latareczkę. O! Aż mi rękę wyrwał pęd fotonów. Noc przemieniła się dzień, jakbym reflektor przeciwlotniczy wycelował przed się. Latarnia morska z rękawa. Szok!
I szliśmy taką drogą naszą polną. Kudeł sikał na lewo i prawo znakując teren. A jak dziecko bawiłem się światełkiem do nieba. Andrzejowi chlasnąłem w okna, wypłoszyłem sarny z brzozowego lasu, chwyciłem rejsowy do Tokyo.
I przypomniałem sobie czas odległy, lat temu czterdzieści, kiedy to latem jeździłem do Taszowa na kolonie letnie. Każdy z nas miał latarkę, ale taką zwykłą metalową, na płaską baterię. Czasem z nasuwanymi szkiełkami, czerwonym i zielonym. Aż któregoś roku jeden przywiózł enerdowskiego szperacza giganta, na 10 baterii R20. Ledwo go taskał ale szczęki nam wszystkim poopadały gdy go zapalił. Lecz przy tym maleństwie świeczka to była zaledwie.
Ciekawe jakie latarenki będą za kolejne kilkanaście lat.
Dobranoc Szanownemu Państwu.