– Co ja robię? Zawracaj! To bez sensu! Nie stać cię na to! Popełniasz koszmarny błąd! – biadolił wczoraj mój doszczętnie umęczony umysł, kiedy tuż po dziesiątej wyruszałem w trasę.
– Cha cha cha! – rżało serce – Hip hip Hurra! Dalejże wiśta wio!
Dzień był zaciągnięty deszczem, podszyty zimnem. Gnałem trasą przez Lelkowo na Grzechotki, z rykiem silnika, ścinając zakręty aby zdążyć na dwunastą do Starogardu (161km). Ekspresówka pusta, tylko trochę Rosjan jadących na zakupy. Do Elbląga dojechałem w 53 minuty, bijąc mój rekord.
Rano Sławek pojechał zobaczyć Frotkę. Objeździł, pomacał, cenę mocno stargował. Jest ok, zadzwonił, kupujesz? Co było robić? Rozum przegrał z kretesem, bo zawsze przegrywa. Zwłaszcza gdy koperta ze srebrnikami za sprzedaż żółwika parzyła w kieszeni.
Po trzynastej ruszyliśmy w drogę powrotną. Volvo poniosło do Gdańska syna Piętaszka. Czy je jeszcze zobaczę? Nie wiem. Żal sprzedawać, wiernie służyło od 1997 roku mojej rodzinie, najpierw bratu, potem ojcu, a od pięciu lat mi.
Dobrze się nam z Frotką wracało. Na początku z lekka niepewnie, lecz z każdym kilometrem coraz lepiej. Uczyliśmy się siebie. Obwąchiwaliśmy, aż zespoliliśmy się w jedno mechaniczno białkowe ciało. Ona ma swoje lata (21) i ja też (50) Biorąc pod uwagę, że trzy lata życia auta to jeden człowieczy rok, Frotka jest zażywną starszą panią, jeszcze niczego sobie, rycząca sześćdziesiątka ;-)
Ale dopiero na ostatnim błotnym odcinku – dwa dni monsunowych ulew zmasakrowały moją drogę – pokazała co potrafi. Przeleciała nad dziurami, rozchlapała kałuże, ani się nie zająknęła taplając w błocie.
Odkąd sięgam pamięcią miałem różne dziwne wózki, superszybki peżocik 205, beczka a potem nobliwa esklasa, hamerykański plymucik, rekinek, landryna i żółwik. Nigdy nie miałem auta z fabryki, no może poza polonezem, ale on się nie liczy, takiego zwykłego seryjnego, metalowo plastikowego pudełka transportowego. Moje maszyny były zawsze oryginalne, z duszą.
Parę lat temu, mój kumpel, kiedyśmy ostro fetowali odchodzący rok, nazwał mnie Panem Samochodzikiem. Fakt, chyba coś w tym jest, to była moja ulubiona książka.