Jako, że zimnica coraz większa, pora zacząć sezon grzewczy. To znaczy sezon kominkowy już jakiś czas temu się zaczął, ale ociągałem się z włączeniem zielonego smoka. Powstrzymywała mnie świadomość, że żarłacz zacznie połykać worek pelletu za workiem, i do przyszłej ciepłej pory pożre wielką kupę pieniędzy. Wielką niczym kopiec kościuszki.
Kominek wystarcza żeby ogrzać salon, jadalnię i kuchnię. Problem jest z sypialnią, zimno się w niej zrobiło jak w psiarni. Pal licho noc, człek się zagrzebie w puchowej podlaskiej kołdrze, i dopóki kulasa nieopatrzenie na odmrożenie nie wystawi, to śpi smacznie zahibernowany.
Gorzej w dzień. Moje biuro jest za szafą po oknem. Klepię więc w klawisze zlodowaciałymi paluchami, co chuchnę to lód osadza się na brwiach. Połowicznym rozwiązaniem było podłączenie się do prądu. Nie wprost. Opatulam się elektrycznym kocem takim jaki miała moja śp. babcia Emilia. Pewnego wieczora coś w babcinym kocu zaiskrzyło i babcia omal się nie usmażyła.
Mając pełno drzewa z rozmontowanej wiosną stodoły, umyśliłem więc że ciepło z kominka poprowadzę za szafę grubą srebrną rurą, wymuszając jego bieg wiatraczkiem. Poczytałem trochę w sieci, wykonałem trochę obliczeń i szacunków, i wyszło, że za niewielkie pieniądze zrobię sobie ciepło.
Pomoc zadeklarował Jerzyk, szwagier Graszki, który dokonał też niezbędnych zakupów w gdańskiej Castoramie. W sobotę o godzinie drugiej zaczęliśmy robotę. Najpierw przebiliśmy się przez pierwszą ścianę, przecinając niechcący kabel od jednej z czujek alarmowych.
Potem przez parę godzin, z przerwą na obiad i kolację, gięliśmy srebrną rurę zmierzając dłuższą niż pierwotnie planowaliśmy marszrutą w kierunku sypialni. Musieliśmy ją zmienić bowiem w ścianie, którą chcieliśmy przebić panoszyło się wężowisko ukrytych pod tynkiem kabli.
Około 21 przebiliśmy się przez ścianę do sypialni i rura była doprowadzona. Kominek buzował już w gotowości już od paru godzin. Włączyliśmy wiatrak i pognaliśmy do końca rury. Wiało ale… chłodem.
Prawdopodobnie błędna była koncepcja, bowiem wlot powietrza został umieszczony pod sufitem prawie metr od kominka. Zakładałem, że zbierze się tam ocean gorącego powietrza, który rurą karbowaną wleje się za szafę. Nadzieja matką wiadomo czyją. Niestety zbrakło nam rury co by ssać powietrze tuż nad kominkiem.
Zauważyliśmy za to, że rura działa idealnie jako tzw rura głosowa, lub inaczej telegraf akustyczny. Na pewno pamiętacie ze starych filmów takie rury łączące mostek statku z maszynownią. – Cała naprzód! – krzyknąłem do rury w sypialni. – jest cała naprzód – odpowiedział salon.
Rura nadaje się też idealnie do podsłuchiwania. Siedząc wygodnie w moim biurowym fotelu doskonale słyszę każdy dźwięk z salonu. I tak oto dom pod bocianem jest pierwszym na Warmii, a może i w całej Polsce, domem z gadającą rurą. Proszę rzucić kotwicę!
Gratuluję dystansu do siebie -:)