Prezydent Gedanii, Adam Owicz rozparł się wygodnie w skórzanym fotelu. Na jego pełnej niczym księżyc twarzy rysowało się zadowolenie. Ciężkie gospodarskie dłonie splótł na wydatnym brzuchu. Rozejrzał się dobrotliwie po ukochanym gabinecie. – To już tyle lat – pomyślał.
Wrześniowe słońce padało ukosem na rzeźbione gedańskie szafy. Obok stał regał ze starymi woluminami o pozłacanych wierzchach. W kącie lekko zakurzona (op* sprzątaczkę!) palma. No i biurko, które miało inne biurka pod sobą.