Archiwa kategorii: IV-RP

Walesa, Dansk, Papież!

– Panie Prezydencie…
– Wilson, co ja ci mówiłem? miałeś mi nie przeszkadzać!
– Ale Panie Prezydencie….
– Co? Jak się już wtarabaniłeś to mów!
– Problem z Polakami, ten Kaczynski…
– Polacy? Polacy? Gdzie ten ich kraj? Azja? koło Gruzji?
– Panie Prezydencie, w Europie
– A no to tak, w Europie…wiem! wiem! Walesa, Dansk, Papież!
– Gdańsk, Panie Prezydencie
– Ty Wilson Prezydenta USA geografii uczyć nie będziesz! No i co z nimi? jakaś rewolucja?
– No więc przyjeżdża z wizytą ich premier, Kaczyński
– To niech przyjeżdża, mało to ich każdego roku przyjeżdża?
Zaraz zaraz, Wilson, teraz pamiętam. Ostatnio Laura zaprosiła starych znajomych z Chicago, lekko popiliśmy i zaczęły się kawały o polakach. O bliźniakach, coś też o kaczkach. Dobrze pamiętam?
– Tak Panie Prezydencie, u nich rządzą bracia bliźniacy. Jeden premier, drugi prezydent.
– Wilson, jaja ze mnie robisz? bo jak ci dam w ten twój czarny dziób!
– Naprawdę Panie Prezydencie! Jak Boga kocham!
– Ot Polaki, jak mówi mój frend Wladymir, duraki
– No i ten Kaczyński bardzo chce się z Panem spotkać
– Se może chcieć. Dick z nim pogada.
– Panie Prezydencie ale oni nas wspierają w Iraku…
– Odpaliliśmy im coś?
– Obiecaliśmy kontrakty na odbudowę ale i tak nasi wzięli wszystko
– He he Wilson, zapamiętaj: nasza wojna, nasza odbudowa. Nie po tę wojnę zacząłem, żeby kto inny miał zarobić.
– Panie Prezydencie, oni się spostrzegli, zaczęli podskakiwać, ale obiecaliśmy, że im wizy zniesiemy…
– Zniesiemy, dobre! Niech polaczki naiwniaczki wierzą, że my im kiedyś te wizy zniesiemy, he he Kondoliza oczy by mi wykłuła. I tak już z nią lekkiego życia nie mam.
– Biorą F16
– O! Ile?
– 48 za 3.5
– E no Wilson, co to jest 3.5 mld? A pewnie nasi podpuchę im jeszcze zrobili z offsetem, he he
A tak przy okazji to co ci tak zależy żebym ja się spotkał z tym… jak mu tam?
– Kaczyński, panie Prezydencie. Dzwonią, chodzą, cisną z różnych stron, coś tam ludzie od Kofiego mówili. No i Kwaśniewski….
– A Olek! Ten to ma łeb a jak śpiewa i tańczy, uuu.
– Jeszcze tarcza rakietowa… To jak będzie Panie Prezydencie?
– Zaraz zaraz, tarcza! No tak, pepiki odmówiły a ja muszę to gdzieś tam postawić. Chcą coś za to?
– Nie Panie Prezydencie.
– No dobra, kiedy on ma być i co ja będę wtedy robił?
– W przyszłym tygodniu, Pan prezydent miał akurat jechać do Houston na otwarcie sezonu golfowego
– Dobra, 10 minut, nie więcej. Najlepiej na lotnisko przywieźcie żebym nie musiał tracić czasu. Niech czeka w salonie Vipów. Jakbym się spóźniał to mu powiedzcie, że wstrzymały mnie sprawy wagi państwowej. A spóźnić się mogę, bo obiecałem Laurze zakupy przed wyjazdem. Wiesz jak to jest z babami?
– Wiem Panie Prezydencie.

część druga

Pleban

Pod dom zajechał srebny, elegancki mercedes s-klasse z żółtymi firankami.

– Oho, Houston, w’ve got a problem – pomyślałem.

Raczej nie zdarzało się aby pleban odwiedzał wiernych. Po kolędzie, to co innego ale i wtedy tylko wybrańców, co zamożniejszych bądź partyjne szychy. Zwykłych szarych wiernych odwiedzali młodzi wikarczykowie. Uzbrojeni w małe terminale PDA skrzętnie spisywali stan wpólnoty parafialnej.

Zgiąłem się wpół i pognałem w stronę furtki. Czujny jak list w kurniku.

– Pochwalony Jezus Chrystus, niechaj…..
– Na wieki, wieków synu…- słoneczny uśmiech rozświetlił jowialną twarz plebana – wstańcie, wstańcie, nie trzeba. Zostawcie pierścień, obślinicie tylko, no już.
– Wasza ekscelencjo, co za zaszczyt ! Żonę wołam, dzieci….
– Nie, nie, z wami chce porozmawiać. Czasu wam nie zajmę, minutkę jeno

Na twarzy miałem przyklejony najlepszy z możliwych uśmiechów ale w sercu narastał niepokój. Coś musiało się stać. Podatek kościelny (ustawa z dnia 21 czerwca 2007) płaciłem przecież w porę. Na mszy codziennej pokazywałem się choć może nie w pierwszym szeregu. Książeczkę parafialną (sprawdzana na kolędzie) miałem w porządku. Wszystkie co tygodniowe spowiedzi odbyte. Coroczna pielgrzymka do Częstochowy odbyta. Raz nawet w Lourdes byłem. Wszysko w jak najlepszym porządku. A więc ?

– Z was dobry parafianin synu – rozpoczął pleban – na tacę dużo dajecie, Kościół nasz i całą naszą rodzinę parafianą mocno wspieracie.
– Staram się Ojcze Wielebny, w ramach moich możliwości
– Wiem, choć coś nie udzielacie się w naszym kółku Rodziny Radia Maryja ?
– Pracy dużo Ojcze, po nocach siedzę
– Ora et Labora, synu. Pracujcie uczciwie, dewizy dla kraju zarabiacie. To dobrze.

Odkąd wystąpiliśmy z UE i przyłączyliśmy się Wspólnoty Niepodległych Państw, potrzebne były dewizy. Bez nich nasza gospodarka by upadła bo bratnie kraje, Białoruś, Rosja, Ukraina nie były skore do pomocy. A wredni Niemcy i Amerykanie dużo życzyli sobie za technologie. Dodatkowo ci bezlitośni eurokraci biedny nasz kraj po trybunałach ciągali domagając się zwrotu za inwestycje jakie UE poczyniła podczas pierwszych trzech lat gdy byliśmy członkiem. Wódz naczelny Kaczyński a za nim cały zjednoczony naród, dawał odpór.

– Cóż Ojca sprowadza w moje skromne progi – nie wytrzymałem.
– Synu, nasz kraj solidarny, to wiecie ?
– Tak ojcze, trzeba sobie pomagać, bogaci biednym. Łatwiej jest wielbłądowi….
– Tak, tak synu – pleban otarł czoło białą chustką z złotym monogramem – jest tyle biednych rodzin co to mieszkać nie mają gdzie a i z pracą ciężko. W Wałbrzychu, na Podlasiu…

Już wiedziałem co się święci. W 2005 roku PiS obiecał 3 miliony mieszkań. Premier Kaczyński powtórzył tą obietnicę w 2006 roku. Niestety rząd nie potrafił zmusić dewlopperów. Nie opłacało im się budować, kredyty były strasznie wysokie, do tego rosnące podatki. Horendalne koszta pracy. A na dodatek brak pracowników, którzy zdążyli przed zamknięciem granic wyjechać do Anglii, Irlandii. Większość firm budowlanych padła, część zdążyła przenieść się do innych krajów UE, resztę rząd znacjonalizował ale nic to nie dało.

Wtedy Jacek Kurski wpadł na genialny plan – nacjonalizacja zasobów mieszkaniowych. Podliczono szybko ile jest domów jednorodzinnych i ustalono, że każdy właściciel ma prawo do 2 izb mieszkalnych. Reszta ma zostać oddana w użytkowanie wskazanym przez urzędy rodzinom (głównie członkom PiS i samoobrony). Plan z jednej strony gnębił bogatsze warstwy społeczne (o wiadomo jakim światopoglądzie) a z drugiej powodował masowy napływ do partii ludzi mniej zamożnych. Urawniłowka.

Tak oto w moim domu oprócz mojej rodziny mieszkała jedna całkiem sympatyczna z Sanoka oraz druga zupełnie nie sympatyczna z okolic Radomia. Pili cały dzień, szlajali się po okolicy. Podobno kradli. Oczywiście wyżej postawieni funkcjonariusze SamoPiS’u skutecznie załatwiali zwolnienie. “…bo warto być członkiem” – mówiono z przekąsem.

– No i nasza wspólnota postanowiła, że weźmie pod opiekę dodatkowe rodziny z bratniej parafii w Korbielowej – pleban wyrzucił z siebie w końcu cel wizyty – Oczywiście synu, nie ma obowiązku

Obowiązku może i nie było ale wiedziałem co oznacza odmowa. Wolałem nie ryzykować.

– Tak, tak, Ojcze, miejsce się znajdzie. Dom duży, przeniesiemy się z żoną do piwnicy. Zwolni się jedna izba.
– No to wspaniale synu, wspaniale – uśmiechnął się pleban – nasza wspólnota będzie wam wielce wdzięczna a i słowo szepnę pierwszemu sekretarzowi
– Ojcze Wielebny, nie trzeba, naprawdę nie trzeba….
– A nie mówcie tak synu, towarzysze z partii też wdzięczność swą okażą. Bóg zapłać.
– Bóg zapłać Ojcze.

Wcisnął swą ojcowską nieco dużą figurę do mercedesa, dał znak kierowcy i odjechał.

————————————————

Poprzedni odcinek:  Dzielnicowy

Dzielnicowy

Przyszedł dzielnicowy. Dobry człowiek. Przywitał się, męski uścisk dłoni. Zaproponowałem coś zimnego bo dzień upalny.
– piwko ?
– nie, na służbie – odparł
– no to może wody ?
– a Bóg zapłać

Usiadł, zdjął czapkę, poluzował pas. Przytelepał się starym niebieskim polonezem przerobionym na węgiel. Nowego volkswagena musiał oddać lokalnej zbrojnej komórce SamoPisu. Zresztą odkąd zaczeło brakować benzyny, nie jeździł nim za często. Nie było im teraz łatwo odkąd w ramach taniego państwa zlikwidowano większość etatów. Część ich zadań przejeła zbrojna młodzieżówka wszechpolska.

– Macie internet, prawda ? – zaczał
– No tak, do pracy mi potrzebne
– Rozumiem, jesteście uprzewilejowani – zmarszczył czoło – wielu już nie ma odkąd weszła ta ustawa o kontroli dostępu do mediów elektronicznych
– Takie czasy – odpowiedziałem ostrożnie
– Ja was znam od lat, Wiem, że jesteście uczciwy obywatel, żaden tam lewak ani anarchista. Do zdelegalizowanej PO, tej liberalnej chołoty żeście nie należeli ?
– No przecież wiecie, że nie – z lekka zadrżałem, czułem, że coś się święci…
– No, no My to wiemy ale doszły nas słuchy, że na zagranicznym serwerze podobno jakiś blog prowadzicie ? ha ?
– Panie sierżańcie, skądże znowu ? blog ? tfu…. gdzie by mi coś takiego do głowy przyszło !
– Ja wam wierze, ale uważajcie bo te szuje z politycznego mają was na celowniku, a wiecie czasy ciężkie. Jeszcze was do jakiegoś kamieniołomu w bratniej Białorusi ześla. Szkoda by było. Żona młoda, dziecko….
– Dziękuje panie sierżańcie
– Wy mnie nie dziękujcie tylko uważajcie bo liberalny wróg czai się wszędzie. Ludziska po nocach laptopy do sieci włączają i łażą po tych zakłamanych blogach. Blog wolna europa, ich mać … Ale wy ich im nie dajecie się podłączać ?
– Panie sierżańcie….
– no ! tak trzymać i jak mówi wódz naczelny komendant kaczyński: czujność, czujność i jeszcze raz czujność !

—————

Następny odcinek: Pleban

Obywatelki i obywatele IV Rzeczpospolitej !

Zwracam się dziś do Was jako jako szef rządu polskiego. Zwracam się do Was w sprawach wagi najwyższej. Ojczyzna nasza znalazła się nad przepaścią. Dorobek wielu pokoleń, wzniesiony z popiołów polski dom ulega ruinie. Struktury państwa przestają działać. Gasnącej gospodarce zadawane są codziennie nowe ciosy. Warunki życia przytłaczają ludzi coraz większym ciężarem. Przez każdy zakład pracy, przez wiele polskich domów, przebiegają linie bolesnych podziałów. Atmosfera niekończących się konfliktów, nieporozumień, nienawiści – sieje spustoszenie psychiczne, kaleczy tradycje tolerancji. Strajki, gotowość strajkowa, akcje protestacyjne stały się normą. Wciąga się do nich nawet szkolną młodzież. Wczoraj wieczorem wiele budynków publicznych było okupowanych. Padają wezwania do fizycznej rozprawy z „pisowczykami”, z ludźmi o odmiennych poglądach. Mnożą się wypadki terroru, pogróżek i samosądów moralnych, a także bezpośredniej przemocy.Szeroko rozlewa się po kraju fala zuchwałych przestępstw, napadów i włamań. Rosną milionowe fortuny łże-rekinów liberalnego podziemia gospodarczego. Chaos i demoralizacja przybrały rozmiary klęski. Naród osiągnął granice wytrzymałości psychicznej. Wielu ludzi ogarnia rozpacz. Już nie dni, lecz godziny przybliżają ogólnonarodową katastrofę. Uczciwość wymaga, aby postawić pytanie: Czy musiało do tego dojść? Obejmując urząd Prezesa Rady Ministrów wierzyłem, że potrafimy się podźwignąć. Czy zrobiliśmy więc wszystko, aby zatrzymać spiralę kryzysu?

Historia oceni nasze działania. Nie obeszło się bez potknięć. Wyciągamy z nich wnioski. Przede wszystkim jednak minione miesiące były dla rządu czasem pracowitym, borykaniem się z ogromnymi trudnościami. Niestety – gospodarkę narodową uczyniono areną walki politycznej. Rozmyślne torpedowanie rządowych poczynań sprawiło, że efekty są niewspółmierne do włożonego wysiłku, do naszych zamierzeń. Nie można odmówić nam dobrej woli, umiaru, cierpliwości. Czasem było jej może aż zbyt wiele. Nie można nie dostrzec okazywanego przez rząd poszanowania umów społecznych. Szliśmy nawet dalej. Inicjatywa wielkiego porozumienia narodowego zyskała poparcie milionów Polaków. Stworzyła szansę pogłębienia systemu piso-władztwa, rozszerzenia zakresu reform.

Te nadzieje obecnie zawiodły. Przy wspólnym stole zabrakło kierownictwa PO. Obrady w Gdańsku odsłoniły bez reszty prawdziwe zamiary jej przywódczych kręgów. Zamiary te potwierdza w skali masowej codzienna praktyka, narastająca agresywność ekstremistów, jawne dążenie do całkowitego rozbioru socjalnej polskiej państwowości. Jak długo można czekać na otrzeźwienie? Jak długo ręka wyciągnięta do zgody ma się spotykać z zaciśniętą pięścią? Mówię to z ciężkim sercem, z ogromną goryczą. W naszym kraju mogło być inaczej. Powinno być inaczej. Dalsze trwanie obecnego stanu prowadziłoby nieuchronnie do katastrofy, do zupełnego chaosu, do nędzy i głodu. Surowa zima mogłaby pomnożyć straty, pochłonąć liczne ofiary. Szczególnie wśród najsłabszych – tych, których chcemy chronić najbardziej. W tej sytuacji bezczynność byłaby wobec narodu przestępstwem.

Trzeba powiedzieć: dość! Trzeba zapobiec, zagrodzić drogę konfrontacji, którą zapowiedzieli otwarcie przywódcy PO. Musimy to oznajmić właśnie dziś, kiedy znana jest bliska data masowych politycznych demonstracji, w tym również w centrum Warszawy. Nie wolno, nie mamy prawa dopuścić, aby zapowiedziane demonstracje stały się iskrą, od której zapłonąć może cały kraj. Instynkt samozachowawczy narodu musi dojść do głosu. Awanturnikom trzeba skrępować ręce, zanim wtrącą ojczyznę w otchłań bratobójczej walki.

Obywatelki i obywatele!

Wielki jest ciężar odpowiedzialności, jaka spada na mnie w tym dramatycznym momencie polskiej historii. Obowiązkiem moim jest wziąć tę odpowiedzialność – chodzi o przyszłość Polski, o którą moje pokolenie walczyło na wszystkich frontach wojny i której oddało najlepsze lata swego życia. Ogłaszam, że w dniu dzisiejszym ukonstytuowała się Rada Ocalenia Narodowego. Rada Państwa, w zgodzie z postanowieniami Konstytucji, wprowadziła dziś o północy stan wojenny na obszarze całego kraju.

ps. 13 grudnia 2008 roku ? Nie możliwe ? A lepper i Giertych na stanowiskach wicepremierów ?