Przeczytał sms’a od hackera. Materiały na których mu zależało, czekały w bezpiecznym miejscu. Nie ufał hackerowi. Uśmiechnął się i wysłał “kill him” na komórkę snajpera.
Pewnej nocy, leżąc w celi uzmysłowił sobie, że historia tego kraju zależy tylko i wyłącznie od niego. Wcale nie musi realizować planu zleconego przez kanclerza Ziobratine. Perspektywa zostania kanclerzem Wolski była niesamowicie kusząca. Opracował własny plan.
Podczas jednego z nocnych przesłuchań, wykrzyczał oprawcom, że jeszcze tu wróci. Jak obiecał tak zrobił. Trzeba było widzieć ich miny.
Na wolność wyszedł w połowie 1980. Wszystko działo się zgodnie z planem. Wałęsa został prezydentem. Upadł Związek Radziecki. Potem władzę przejęły na jakiś czas komuchy.
Kolejnym elementem planu była eliminacja Kaczyńskiego. To było łatwiejsze niż myślał. Ekspremier eliminował się sam. Przegrał z kretesem wybory a teraz otaczał się coraz większymi miernotami, wywalając z partii tych, którzy mieli głowę na karku.
Co do Padre, to postanowił zostawić go (na razie) w spokoju. Zajmie się nim później, chyba, że ten sam się wykończy, robiąc takie głupoty jak np. zlecenie podpalenie auta żelaznej Julii. Można było to załatwić znacznie subtelniej. Cóż, klechy nigdy elegancją nie grzeszyły.
Spojrzał na zegarek. Minęły trzy minutami. Snajper na pewno uporał się już z hackerem. Pora uporać się ze snajperem. – Hasta la vista baby – powiedział cicho i wybrał numer.
***
Hacker patrząc w ekran odłożył komórkę. Komórka zachwiała się na krawędzi stołu i upadła. Odruchowo schylił się aby ją podnieść. W tym momencie eksplodował ekran jego laptopa. To uratowało mu życie.
– Co jest do k* nędzy? – zaklął próbując zrozumieć co się stało. Padł na ziemię szukając komórki. Trzęsącymi rękami wybrał 112. Wpadający przez rozbite okno zimny wiatr, targał firanką.
Przyklejony do dachu sąsiedniego budynku snajper zaklął po niemiecku, bowiem język znał ten od dziecka. Złożył się ponownie do strzału. Obiekt niestety znikł z pola widzenia. – k* k* k* Zleceniodawca urwie mi łeb – pomyślał z wściekłością.
Nagle zadzwoniła komórka, którą dostał od zleceniodawcy. Odłożył broń ją. Spojrzał na wyświetlacz – o wilku mowa – pomyślał i podniósł ją do ucha. Nie wiedział, że umieszczone w niej 20 gram senteksu jest zupełności wystarczające, aby już za moment musiał tłumaczyć się ze swoich czynów świętemu Piotrowi. Wystarczyło nacisnąć klawisz z zieloną słuchawką.
—
Przednie! I znowu zostawiasz nas w niepewności:)
dobrre,… tylko watek erotyczny by sie jeszcze przydal…
zostawiłeś sobie postać hakera na czarną godzinę? ;) Sprytnee..
Haker to autor, nie może zginąć ;)
Trochę mi to pachnie Dukajem. Czyli ładnie.
Hmmmm, znowu Die Hard 4.0 się kłania. Tylko kto będzie Bruce’m Willisem?
Świetna historia, co prawda czytam dopiero drugi odcinek ale już się wciągnąłem. :)
Piszesz naprawdę ciekawie.
dobrze że oszczędziłeś hakera przynajmniej na razie
dobry, trzymający w napieciu odcinek :)
ale Fraglesi, kilka słów Ci tam zjadło chyba…
O ile pamietam to taki numer wycial Mossad komus z Hamasu.
Podlozyli mu komorke lekko przerobiona.
dzisiaj tu trafiłem przez przypadek. muszę przyznać że świetne opowiadanko. bardzo mi się podobało. pozdrawiam ;]