Piętro wyżej szaleje facet udarem. Od rana próbuje wywiercić dziurę, w mojej biednej obolałej głowie. Najgorsze, że płacę mu za to.
Od jakiegoś czasu modne są programy “Pimp my …”. Zaczęło się (chyba) od mtv-owego “Pimp my ride” czyli odpicuj mi brykę. Widziałem “Pimp my wife” a ostatnio “Pimp my house”.
Polegają one na tym, że właściciel starego auta/żony/domu jest uszczęśliwiany przez szalejącą przez 24 godziny ekipę fachowców. Zamiast wymieniać na nowszy model (duże koszta zwłaszcza w przypadku żony) właściciel otrzymuje wyremontowany przedmiot programu. Częstokroć z nowymi funkcjami (nie dotyczy żony).
Te programy to wierutne kłamstwo. Nie da się spimpować bryki/żony/domu w 24 godziny. Coś o tym wiem. Jak pewnie wiecie, na początku stycznia eksmitowałem się. Prace posuwają się raźnie do przodu i zapewne potrwają do… jesieni.
Powinienem być zadowolony, bo znalezienie w dzisiejszych czasach sprawnie pracującej ekipy, graniczy z cudem. Gdy tylko widzę któregoś z mych oprawców, twarz mą rozjaśnia słodki, dziękczynny uśmiech, ale w głębi duszy, mam ochotę pochować im wszystkie wiertarki i młotki.
Kombinuje z muzyką. Siedzę między dwoma wielkimi głośnikami. Na uszach mam moje DJ’owskie słuchawki. Najlepiej tłumi rytmiczne techno, zwłaszcza house. Ale jak długo da się przyjmować 120db o szybkości 130 bpm? Wpadam w trans.
Gdybym nie odzywał się dłuższy czas, to będzie znaczyć, że wyzionąłem ducha.
ps. Wiosna pojawiła się na moim spacerniaku… niesamowite!!!
Polecam Rammsteina „Live aus Berlin” ;-)
:-) Fragles, może i dobrze że nie można wszystkiego PIMPować, a szczególnie żony w 24h, bo to by mogło zakrawać na totalną perwersję.
Tym bardziej że PIMP to nic innego jak polski „alfons”, a stwierdzenie „Pimp-my-ride” zaczęło się od braci ciemnych, którzy ubierali swoje Cadillac’ki w futerka i złocenia, żeby pasowały do ich Pimp’owskich ubiorków, kiedy ogarniali swoje panienki na ulicach Ameryki.
Yes, wiosna zawitała już w całej Polsce :-) Ja TV nie oglądam, więc się nie PIMPuję, ale może zacznę jeśli warto ;-)
http://ktowchodzina.gazeta.pl/
Znam ten ból… Jeśli Cię to pocieszy, to gorsze od tego jest mieszkanie w bloku „wielka płyta 70” gdzie spektakle PIMPowania odbywają się średnio co kwartał. Akustyka też nieporównywalna… Całe szczęście, że wiosna nadchodzi i można będzie wynieść się tam, gdzie woda czysta i trawa zielona (są jeszcze takie miejsca). Pozdrowienia!
A teraz: „Jak to robia na Zachodzie (?)”, konkretnie w Mediolanie. Koncert na udar i 3 mlotki za sciana (tj. w sasiednim mieszkaniu) zaczyna sie rano. Pol biedy w tygodniu bo wychodze do pracy, gorzej kiedy budzi mnie to w sobote o nieludzkiej porze typu 8.30.
Ale najwiekszej atrakcji doczekalem sie niedawno. Panowie z tak wielkim entuzjazmem kuli sciane pod instalacje, ze wybili w niej dwie dziury, w tym wieksza przypominajaca miniaturowa wersje tunelu pod Mt. Blanc (przynajmniej pod wzgledem srednicy). Oczywiscie dziure wykorzystal pyl z remontowanego mieszkania, pokrywajac caly pokoj sympatyczna warstewka szarego swinstwa.
Co prawda po interwencji dziury zostaly przez panow robotnikow z bratniej Rumunii szybko i bez sprzeciwu zalatane, niemniej natura nie znosi prozni (a moze wlasnie ja uwielbia?) i dzien pozniej pojawila sie nowa w innym miejscu.
Zastanawiam sie teraz czy maja zatykac dalej, czy lepiej poczekac na calkowite zawalenie sie sciany, by oszczedzic im i sobie niepotrzebnej fatygi…
Co radzicie?
albo np. sąsiad trzaskający drzwiami i zaczynający życie ok 2 w nocy (jak kto woli – nad ranem)
Jestem bliski morderstwa
A gdzie miłosierdzie? ;p
Pingback: Powrót z wygnania « Fraglesowe widzenie świata v.2.0