– Tobiaszu, dąsasz się na mnie? por que?
– Ja? skądże Duszko! – zaprotestował nieśmiało, nie patrząc w jej oczy.
Uwielbiała tą jego nieśmiałość. Objawiała się ona tylko przy kobietach. On waleczny lew prowincji Pueblo Obscuro zamieniał się w potulną owieczkę.
– No przecież widzę, powiedz o co chodzi – usiadła na brzegu biurka, wzięła go za rękę.
– Moi agenci donieśli mi, że ty… – wybąkał
– Co???? – przerwała mu robiąc się czerwona na twarzy.
Tego się właśnie obawiał najbardziej. Jej wściekłości. Mimowolnie schował głowę w ramionach.
– To nie tak… – tak bardzo chciał wyjaśnić.
– La Puta! – zaklęła szpetnie. – Więc co widzieli ci twoi tajnos agentos?
– Byłaś z Juanem Jesusem… tańczyłaś na ulicy, miałaś różę w ustach – wyrzucił jednym tchem.
– Mierda ci do tego! Skoro ty nie potrafisz kobiety zadowolić, to muszę się z kimś spotykać.
Trzasnęła drzwiami. Jeszcze długo trząsł się po czym zadzwonił do Matki. Tylko ona go rozumiała.
—
Ole! Wot Isaura… Leoncia pod pantofel…
Jak to sie stalo ze „ten”nalezacy do serii moich ulubionych uszedl mojej uwadze?Doskonaly