Rozdział I – Niepokój
Wszedłem na sale paraboliki i cybernetyki w Genewię. Właśnie zaczynało się zebranie rady najwyższej ziemi. Byłem dziennikarzem i właśnie miano ogłaszać osoby które będą załogą statków kosmicznych „Jar”, „Rena”, „Fak”.
Statki te, a raczej nowoczesne kosmoloty wybrane z ponad trzystu miały lecieć w dal kosmosu. Pierwszym etapie ludzie będący na statkach mieli być zamrożeni. Chyba jakieś dwadzieścia lat, a potem przywróceni do życia mieli sterować statkami.
Statki były potężne o tonażu chyba milion ton każdy. Zabierały tysiące astroidów, robotów, maszyn, ludzi i zwierząt oraz roślin. Nikt nie wiedział gdzie zalecą tylko kosmos będzie wiedział.
Moje rozmyślania przerwało wystąpienie „człowieka dbającego o wyprawy w kosmos” który powiedział – Uwaga najwyższa rada ziemi wybrała głównych dowódzców w kosmolatach – mówił – A więc na statku „Jar” dw. Yarek Herner, biochemik Nira Marska, Biofizyk Her Radasz… – sluchając go myślałem o tych co mieli polecieć tam, daleko w nicość.
Ale nagle moją uwagę przykuło – Na statku „Gea” dw. Hen Palev, dziennikarz Jare Olaf, biofizyk… – slowa te mówił „człowiek dbający itd”
– A więc przyjęli moją kandydaturę – myślałem – Więc i ja polecę daleko za horyzont kosmosu.
„Człowiek dbający” powiedział – Wybrani proszeni się skontaktowanie widefonowe 2X-2X-3. Jutro
**
Polecenia już dostałem. Muszę jutro rano być na stacji orbitowej H-2. Odlot rakiety do niej o 9 godz. czasu międzynarodowego.
***
Następnego dnia
Do pokoju wszedł Hermes, robot domowy.
– Czy coś przygotować? – spytał monotonnie.
– Tak, przynieś kawę i spakuj manatki – odparłem, trochę rozbawiony – bielizę, skafander, buty i coś potrzebnego do życia.
Wstałem z łóżka i nacisnąłem klawisz od szuflady. Wyjęłem z niej mój podręczny bagaż: kilka książek, oksylator, formakę i maskotkę.
– Gotowe – powiedziałem do siebie i szybko się przebrałem. Zjadłem śniadanie i szybko wyszedłem z pokoju. W korytarzu stał gotowy już bagaż. Chwyciłem go i wybiegłem na ulicę przedtem zostawiając wiadomość w kserofonie.
Na ulicy był duży ruch. Skwiwnąłem na teraolan i kazałem jechać na dworzec rakietowy.
***
Na dworcu był duży ruch co chwila widefony zawiadamiały o kolejnym locie. Czekałem na swoją rakietę.
– rakieta na bazę H-2 czeka na startodromie 15, powtarzam… – płynął dzwieczny baryton z głośnika widefonowego.
Wziąłem więc szybko swój bagaż i pobiegłem na startodrom 15.
Lot zleciał szybko.
W bazie H-2 stali ludzie z załogi „Gea”, dołączyłem do nich.
Dostałem osobny pokój w którym miałem czekać na start.
Rozdział II – Start
W pokoju rozległ się sygnał widefonu. Wstałem z łóżka i nacisnąłem klafisz odbioru. Na ekranie pojawiła się twarz Hena Paleva.
– O co chodzi? – spytałem patrząc w ekran pytająco.
– Wiesz co dzisiaj startujemy – odparł Hen – Lova jest już w sterowni, ranny ptaszek z niej, szybko przyjdź.
– Dobrze – powiedziałem i szybko wyszedłem z kabiny.
Minąłem czwarty poziom dążąc do śluzy 3-3.
– Nazwisko? – spytał automat pilnujący śluzy.
– Olaf- odparłem i szybko wszedłem do śluzy.
Poczekałem chwileczkę aż ciśnienie się zrówna i wszedłem do gwiazdolotu.
Statek lśnił od czystości. Ściany wykładane żółtym plastikiem. Korytarz którym podążałem niknał w oddali. Zawołałem mały robot przewozowy i kazałem się wieźć do sterowni.
***
– A jesteś – powiedział Hen.
– No to już wszyscy – powiedziała Lova.
– Zaczynamy – powiedział Hen.
Usiadłem na w fotelu przeznaczonym dla mnie. Na widefonie przedemną pojawił się obraz kosmolotu.
– Proszę na miejsca za chwilkę start – powiedziałem do mikrofonu sieci wewnętrznej. Na odgłos mych słów wszyscy pobiegli na wyznaczone miejsca. Rykneły włączone silniki. Wystartowaliśmy.
Aż do granic układu słonecznego towarzyszyły nam małe płaskonose rakiety eskortujące.
Zaczynaliśmy nabierać szybkości światła!?
Rozdział III – Vega
Spokojne tony muzyki. Czułem że się budzę. – Bug Han Len – odezwał się sygnał wywoławczy sterowni.
Parę słów wyjaśnienia.
Powyższe opowiadanie napisałem prawdopodobnie w 1977 roku, będąc w piątej klasie podstawówki. Miałem wtedy 10 lat i byłem zafascynowany serialem „kosmos 1999”. Zaczytywałem się książkami SF.
Przez ponad trzydzieści lat wyrwane z zeszytu pożółkłe kartki ukryte były głęboko pomiędzy szpargałami. Trafiłem na nie całkiem niedawno. Pisownię zachowałem oryginalną. Ilustracja jest prawdopodobnie mojego autorstwa.
Zastanawiam się ile zostało we mnie z tamtego dziecka patrzącego szeroko otwartymi oczami na świat, i przekonanego, o tym że będzie latać w kosmos. Boję się, że prawie nic…
„Pierwszym etapie ludzie będący na statkach mieli być zamrożeni”
Z lekka powiało Seksmisją…(Hibernatus?)
„Dreamer of Dune” :)
świetne! jakoś od razu Mistrz Lem mi się przypominał… czy ciąg dalszy nastąpi?
ale co do pisowni oryginalnej, to na kartce jest jak byk napisane: Genewię, nie Genewie :)
dobre początki
@sknd
Kuszący pomysł ale najpierw muszę się uporać z Heinem, który chwilo musiał oderwać się do ścigania przestępców aby zająć się pracą zarobkową i… edukacją syna z fizyki oraz ZPT (dla niewtajemniczonych – Zajęcia Praktyczno Techniczne) ;-)
To ten przedmiot nadal jest w szkole to twój syn chyba musi być w jakiejś podstawówce lub gimnazjum, gdyż w liceum tego nie ma
Czemu taka cisza ???
Gospodarzu składam życzenia z okazji zbliżających się świąt czy można spodziewać się części Nadkomisarza Gerharda przed świętami
pilne pytanie do Gospodarza: chcę kupić ojcu kijki do northwalkingu (czy jak sie to pisze ;) ), na co trzeba zwrocic uwagę? co by Gospodarz polecił?