… siedlisko na końcu świata, i wiem gdzie jest ten mój koniec świata, to Warmia, okolice Pieniężna, Ornety, Górowa Iławeckiego. Kraina pagórkowata, z ukrytymi wśród lasów i pól małymi jeziorami. Często oglądam ją z góry okiem satelity, każę się wozić googlowozem. Przemierzyłem ją kilkanaście razy moim kamperem. Zakochałem się w niej. To ziemia opustoszała, wyludniona, odcywilizowana. Prawdziwa Terra Incognita. Dawne Prusy Wschodnie.
Oczami wyobraźni widzę ów stary warmiński dom. Zbudowany z solidnej czerwonej cegły, pokryty upstrzoną kępkami porostów i mchów, sczerniałą od słońca ciemnoczerwoną dachówką. Dom wzniesiony przed stu laty przez bogatego pruskiego chłopa, ze starannością, tak aby przetrwał lata. Dom, który pod ciężarem mijającego czasu zagłębił się w ziemię, niczym statek wyrzucony na mieliznę. Oparł się setkom tysięcy wichrów, nawałnic, burz. Dom ostoja, w którym pachnie pieczonym chlebem. W którym czas płynie normalnie, odmierzany tik-tak starego zegara.
Do tego kawałek ziemi, nie więcej niż hektar. Tyle wystarczy aby się samodzielnie wyżywić. Stworzyć ogród warzywny, posadzić ziemniaki, buraki, trochę kukurydzy. Do tego sad owocowy, a w nim pasieka. Kawałek lasku na opał. Woda ze studni, i może jakiś strumień, aby wykopać mały staw. Wpuścić parę ryb.
Ja technokrata, inżynier informatyk, webmaster i hacker, swego czasu miłośnik wszelkich gadżetów, niewolnik telewizji i Internetu, chce to wszystko rzucić w diabły. Zmęczyłem się XXI wiekiem i chce wrócić do XIX. No może nie tak do końca. Prąd wysmaży słońce i wykręci wiatrak.
Już stoję z boku. Nie oglądam TV, nie słucham radia, nie czytam portali informacyjnych. Nie biorę udziału w wyścigu szczurów. Wpadam w coraz większy minimalizm. Mniej znaczy więcej. Nie muszę mieć tego czy tamtego, wypasionego auta, wczasów w zagranicznym SPA, 200 calowego telewizora, czy super hiper komórki. Powiem szczerze: pieprze to wszystko.
To nie jest chwilowy kaprys. To narasta we mnie od lat, powoli dojrzewam do tego. Prawie trzydzieści lat temu, na studiach, żartowałem, że kiedyś, kiedy będę stary, kupię sto hektarów i stworzę sektę. Z długą siwą brodą, odziany w lniane giezło, z sękatym kijem w dłoni, będę siedział pod starym dębem i dumał jak Budda, albo nauczał.
Przez lata zapomniałem o tych wizjach. Chciałem zdobywać góry, budować szklane domy. Cóż, nie do końca wyszło, widać nie było mi pisane w gwiazdach stać się rekinem biznesu. Teraz to powraca ze zdwojoną siłą i wiem, że tak będzie. Podobnych mi są tysiące, czytam ich historie w sieci.
Na sto hektarów mnie nie stać, sekty nie założę, chyba, że znajdzie się paru mi podobnych. Ale na ten stary dom z sadem i pasieką zapracuje ciężko własnymi rękami. Nie ukradnę, ani nie dostanę. Bo nic tak nie smakuje, jak to co osiągnęło się samemu.
bardzo pieknie napisane. Wiesz, chyba do takich stwierdzeń dochodzi się z wiekiem, to mądrość, którą nabywa się z czasem… Najpierw trzeba brać się za bary z życiem, mierzyć się, biec, walczyć, tworzyc. Musimy to wszystko przejść po to by zrozumieć co naprawdę jest ważne. ja powoli do tego dojrzewam. tez już praktycznie nie oglądam telewizji, cenię sobie kapiący leniwie czas, nie moge sobie jeszcze pozwolić na pełny komfort stanowienia o sobie, ale juz jedną nogą jestem poza tym pociągiem pędzącym na zatracenie. przygotowuję się do opuszczenia go w porę zanim runie w przepaść zatracenia. Nigdy nie sadziłam, że zatęsknię by być domową kurą, pachnie mi pieczony własnoręcznie chleb, celebracja poranków i prostota zycia. Mój prywatny koniec świata znajduje się na Podlasiu, najpierw stąd uciekłam jak inni, jak większość młodych, bo z czegoś trzeba było żyć… – by zmierzyć się ze światem, znaleźć prawdę o sobie, teraz coraz częściej planuję swój powrót…
Czytam i tak sobie myślę, że pomiędzy katowaniem się uczestnictwem w wyścigu szczurów, a marzeniami o – przysłowiowej – kurnej chacie ….. jest jeszcze ogromna, ogromniasta przestrzeń do życia.
Nie wiem, czy to o to chodzi, ale aforyzmem imć Tadeusza Kotarbińskiego rzucę:
Powrót do natury tak samo jest ponętny i tak samo niemożliwy jak powrót do młodości.
„Przemądry” jest ten aforyzm T. Kotarbińskiego. No tak – chciałem coś jeszcze dopisać, ale boję się, żeby tej myśli nie spaprać.
Mieszkam na Warmii, potwierdzam, jest u nas pięknie, akurat niedaleko Ornety. Choć pięknie jest też nad morzem, na Mazurach, w górach. Jednak akurat moja miłość sięgnęła dalej, wyjeżdżamy z lubym w okolice Czarnego Lasu w Niemczech, tam poczułam to, odnalazłam swoje miejsce, od pierwszej chwili.. Lecz Warmia będzie zawsze mą przeszłością, dzieciństwem, będę z radością wracać. :-) Pozdrawiam i polecam.