Latem 2016 roku Ahmed Gdański zamknął swój mały osiedlowy sklepik. Nie miał już siły wstawiać kolejnej szyby w witrynie, ani zmazywać po raz kolejny wrogich mu napisów. Zresztą mało kto teraz u niego kupował, obroty spadły dramatycznie. Ponadto połowa jego dostawców odmówiła mu sprzedaży towarów, a druga podniosła znacznie ceny i chciała tylko gotówkę.
Ludzie bali się kupować u araba, zwłaszcza kiedy na ławce przed jego sklepem przesiadywała grupka młodych ogolonych na łyso mężczyzn w czarnych koszulach z zielonymi opaskami, ze stylizowanym wizerunkiem ręki trzymającej miecz. Znał większość z nich, mieszkali na osiedlu, pamiętaj czasy jak bawili się w piaskownicy albo zwisali na trzepaku.
Żłopali piwo, zaczepiali dziewczęta, a kiedy ktoś zbliżał się do warzywniaka, wstawali i ryczeli na całe gardła: „Nie kupuj u araba!”. Któregoś dnia tak ich poniosło, że skopali młodego mężczyznę, który w odpowiedzi pokazał im fucka. Policja przyjechała, spisała notatkę i nic z tego nie wynikło, młodzieńcy przesiadywali dalej.
Żona Ahmeda, mimo że Polka, od zimy namawiała go aby wyjechali do rodziny w Niemczech, on jednak zaparł się. – Mieszkam tu od ponad 27 lat, tu urodziły się moje dzieci, pokochałem ten kraj jak swój, nikt mnie stąd nie wygoni – mówił.
– Nie widzisz co się dzieje? – podniosła głos – Narodowi socjaliści doszli do władzy, wprowadzają katolicki szariat, chcesz trafić do obozu?
– O czym ty mówisz kobieto! Jakiego obozu? – zdenerwował się i odłożył gazetę – nie ma żadnych obozów, siejesz tylko defetyzm. Nowa premier Szydło stanowczo temu zaprzeczyła.
Oficjalnie nie było żadnych obozów, lecz jak wytłumaczyć fakt, że niektóre poligony wojskowe były teraz chronione podwójnymi siłami, a przypadkowi świadkowie widzieli jak nocami wjeżdżają tam konwoje autobusów z zasłoniętymi szybami.
– Nie ma obozów? Nie ma obozów? – stała wymachując gniewnie nad nim rękami – To gdzie podzieli się przyjęci jesienią, jeszcze przed wyborami, przez poprzedni liberalny rząd, uchodźcy z Syrii? No odpowiedz mi gdzie? A gdzie są teraz twoi znajomi ze studiów, Baszar i Salim z rodzinami. Sam mówiłeś, że znikli, i nie widziałeś ich od dawna na piątkowych modłach w meczecie na Polankach, ich telefony też milczą.
Nie umiał jej odpowiedzieć. Włączył telewizor i zamarł.
– الأم عاهرة – mimowolnie zaklął po arabsku.
– O Boże – zawtórowała mu żona.
Na ekranie spiker stał przed dopalającym się budynkiem sejmu. Wielkie żółte napisy głosiły, że sprawcą podpalenia był młody, syryjski uchodźca.
Obyś nie był prorokiem…
daje do myślenia