Kiedy czwarta z rzędu chińska tarcza ścierna łamała sobie podobno niesamowicie twarde zęby z węglika spiekanego, o wschodnio pruski beton, zanurzony w oparach pyłu, smażony przez tropikalne słońce, pomyślałem, że na wsi trzeba być twardym, jak ten niemiecki beton.
Bynajmniej nie chodzi mi o zaspokajanie podstawowych potrzeb życiowych, takich jak zdobycie pokarmu, wody, zapewnienie opału na zimę. Chodzi mi to szereg umiejętności jakie należy posiąść, by móc samodzielnie wykonać prace w domu i w obejściu, jak choćby to koszmarne szlifowanie ganku ze starej farby.
Z chęcią bym zatrudniłbym kogoś do tej pracy, dając uczciwie zarobić, tak na pewno uczyniłbym w mieście, ale tutaj mogę tylko pomarzyć, że znajdę kogoś do takich prac. Albo zajęci w polu, albo przy dzieckach siedzom, produkując następne, bo na każde pięć stówek się należy.
Inny przykład: rurkologia. Potrzebowałem fachowca aby mi wymienił anody magnezowe w bojlerze. W końcu znalazłem, wymienił i pojechał. A ja siedzę potem w fotelu i coś mnie gryzie za uszami: czy on nie powinien aby odpowietrzyć potem instalacji? Dzwonię do szwagra hydraulika, pewnie, że powinien, mogłeś spalić bojler!
A prąd? Długo opowiadać, już sam potrafię naprawić. Kolejną rzeczą, którą zamierzam opanować jest murarka, kumpel zbudował piec chlebowy, to ja nie potrafię załatać paru dziur w tynku? Za czas jakiś się podszkolę i piec kaflowy sobie postawię, a co, ja nie dam rady? Ja?
Cieszy, że Fraglesy z marchwiwstały :) Już myślałem, że Pan Zbyszek odwiedził z ekipą w kominiarkach Natangię, a że przy okazji znał hasła nawet do lodówki to trochę „dowodów” znalazł i fraglesi odeszli w niebyt. Wróble ćwierkały, że nawet koty zeznawały :)