Henryk, lat czterdzieści, ojciec czwórki dzieci, mieszkaniec małej wioski leżącej w północno-wschodniej Polsce, na co dzień pracuje w Niemczech. W jego okolicy nie ma pracy, jako budowlaniec zarabia całkiem nieźle na budowach w okolicach Hamburga. Do domu przyjeżdża na parę dni mniej więcej raz na miesiąc.
Niestety z powodu epidemii pracodawca Henryka postanowił wstrzymać prace. Henryk i jego sześciu kolegów wsiedli w sobotnie południe do wysłużonego Vana i pognali w stronę Polski. Kierowcy nie trzeba było popędzać, gdyby przekroczyli granicę po północy groziła im kwarantanna.
Jechało się im całkiem wesoło, szybko rozpili trzy połówki, granicę przekroczyli kwadrans przed północną. To jeszcze Henryk pamiętał, potem urwał się mu film. Siedzący koło niego kumpel Zenek, mieszkaniec Hajnówki, co chwila kaszlał. Żartowali z niego że już załapał i ma przesrane. Czesław tłumaczył że to zwykłe przeziębienie. Zenon zmarł trzy tygodnie później w szpitalu zakaźnym w Białymstoku.
W niedzielny poranek pożegnał kumpli w Lidzbarku pod dworcem, do domu powiózł go syn sąsiada, Jasiek. Po sutym powitalnym śniadaniu, poszedł odespać podróż, ale wcześniej wygonił na dwór dzieciaki.
–
Ale dziecki majom siedzieć w chałupie, wirus… – zaprotestowała
żona.
– Wirus sryrus – przerwał jej – niech pograjom w
piłkę, ruch im dobrze zrobi. Wymęczone parodniowymi koronaferiami
henrykowe latorośle pognały na wioskowe boisko, gdzie bawiła się
już reszta dzieci. Jeszcze tego samego dnia malutki wirus zagościł
w większości domów w rodzinnej wiosce Henryka.
We wtorek wpadł szwagier Czesław, który również pracował w rajchu. Nie zdążył przekroczyć granicy przed niedzielą i obowiązywała go kwarantanna, z której sobie nic robił. Zdążył już nawet zrobić z żoną wielkie zakupy w okolicznym miasteczku, zostawiając w nim oprócz paruset złotych, parę milionów wirusów.
We wtorkowy wieczór do Henryka i Czesława, dołączyło jeszcze paru kumpli z okolicznych wsi. Impreza trwała do wczesnego środowego ranka, kiedy to panowie posnęli w objęciach, pod stołem w salonie nowego domu Henryka.
Pod koniec tygodnia Henryk zaczął kaszleć, a potem dostał wysokiej gorączki. Żona chciała wezwać pogotowie ale jej zabronił, to grypa – wycharczał – złego diabli nie bierom! Nałykał się tabletek, które były w domu, a kiedy temperatura spadła, wsiadł w swego passata B5 Tdi (z którego był bardzo dumny) pojechał do miasteczka aby załatwić parę spraw. Odwiedził dwa urzędy, parę sklepów, zawitał na cpn, wstąpił do hurtowni budowlanej do kumpla. Wszędzie zostawił wirusowy ślad.
W sobotę rano dopadł go straszny, suchy kaszel, z trudem łapał powietrze. Dopiero jak stracił przytomność żona zdecydowała się wezwać pogotowie. Niestety przyjechało ono za późno. Henryk nie doczekał się swojej kolejki. Jedyna w okolicy karetka zwoziła do szpitala w powiatowym mieście chorych z miasteczka i okolicznych wsi, których umieszczano na korytarzach, i w namiocie polowym ustawionym przez wojsko. Szpital był wyposażony w trzy respiratory.
Na respirator nie załapał się parę dni później ojciec Henryka, a także rodzice Czesława i jego żona. Wszyscy, podobnie jak wielu innych spoczęli na cmentarzu komunalnym koło miasteczka. Wzgórze na którym malowniczo rozciągał się cmentarz nazwano po latach górką zarazy.
–
Wszelkie podobieństwo do prawdziwych postaci, miejsc i zdarzeń jest całkowicie przypadkowe. Czy taka historia może się zdarzyć? Odpowiedzi udzielcie sobie sami.
Witam,
1.Czyżbyś nie doczytał zasad kwarantanny?
Miejscowa Policja skrupulatnie sprawdza nawet dwa razy dziennie obecność oraz masz być sam w domu. Więc nie wiem skąd masz takie informacje.
2.Co do skrótu którego użyłeś (piszę to do młodszych czytelników) CPN. Ta firma nie istnieje już 21 lat i nie posiada własnych stacji. Link tutaj: https://pl.wikipedia.org/wiki/Centrala_Produktów_Naftowych. Choć rozumiem przekaz, tym razem trochę przekolorowałeś.
Komentarz drugi:
Oczywista oczywistość: jeśli ktoś w swojej naiwności liczy na państwową „służbę zdrowia” to właśnie się przeliczy.
System sam się zawali i nie licz, że ktoś przyjedzie Ciebie ratować – a nawet (o czym już piszą) że obiorą telefon.
Ad.1 Jeśli myślisz że tu na zadupiu jest jakaś miejscowa policja, która skrupulatnie ( ha ha ha!) sprawdza przestrzeganie kwarantanny, to jesteś w bardzo głębokim błędzie.
chyba „siakiś nowy” komentator literackich poczynań Fraglesów, luzu w wiadomej części ciała brakuje z CPeNem ? Zapraszam do archiwum, tam to dopiero „przekolorowania” były :)