Witaj szkoło!

0

Nic nie zapowiadało dramatu. Położony na urwistym brzegu Bugu bar z kebabami wygląda całkiem sympatycznie. Zajmuje stolik, Mirek z Tomkiem Sz. miejsce w kolejce. Smakowite zapachy drażnią mile. Czekamy.

Chłopakom udaje się złożyć zamówienie u wytapirowanej żony Turka. Jedynej osoby mówiącej po polsku. Żonglujący rzeźnickimi nożami potomek derwiszy do klientów szczeka po turecku, zaś jego matka po niemiecku.

W pewnym momencie Turek zarządza „a teraz idziemy na jednego”. Wszyscy znikają na zapleczu na dobre 15 minut. Mięso na grillu płonie żywym ogniem. Dym zaczyna wypełniać bar. Co odważniejsi bąkają coś o książce skarg i zażaleń.

Zapieram się i rzucam, że będę tu siedział choćby do północy, ale następnej jadłodalni nie będę po nocy szukać. W końcu dostajemy po zimnym kebabie z ryżem, i piwo za które lafirynda zapomina nas skasować.

Nocujemy w wynajętym za psie pieniądze domku kempingowym, pamiętającym towarzysza Edwarda a może i Wiesława. Przed snem raczymy się lokalnym piwem i deliberujemy nad rzeczami, które są nieśmiertelne: domki wczasowe, pasztet podlaski, paprykarz, konserwa turystyczna, zapiekanki i gofry.

10 sierpnia

Ranek spędzamy w stadninie koni w Janowie Podlaskim, próbując wylicytować araba. Niestety Vipy mają większą moc przebicia. Być może nasz refleks jest osłabiony, bo tkwimy jak kołki na słońcu, zaś burżuje siedzą w cieniu, racząc się lodowatym szampanem.

Przez Terespol, Kostomłoty, Kodeń, Sławatycze, nadgraniczną 816-tką mkniemy ku Włodawie. Tomek Sz. nie popuszcza żadnej cerkwi. Ja i Mirek mamy już totalny przesyt zwiedzaniem każdego domu Bożego i zaczynamy, z początku nieśmiało, a potem coraz głośniej protestować. We Włodawie następuje rozłam. Tomek Sz, postanawia się odłączyć od nas w Chełmie.

11 i 12 sierpnia

Po nocy spędzonej w klimatycznym hoteliku robotniczym w Chełmie, jedziemy do Zamościa. Parę zdjęć na rynku, papieros Mirka. Postanawiamy odpuścić dalsze zwiedzanie i przeskoczyć przez nad zalew Soliński, gdzie planujemy spędzić 2 dni opalając się, kąpiąc, racząc piwem, jednym słowem się bycząc.

Nadzieja matką. Godzinę po tym jak rozbiliśmy namiotu nadciągnął monsun. Przez dwa dni lało. Aby nie siedzieć w przemokniętych namiotach, objeżdżamy zasnute mgłą Bieszczady.

13 sierpnia około 14 dobijamy do Pienin. Ja spędzę tu 2 dni z rodziną, a potem powrót do Gdańska.

Witaj szkoło he he

2 myśli nt. „Witaj szkoło!

  1. zbigniew

    Śledziłem te opisy wrażeń systematycznie…..myślę, że było Wam fantastycznie! Była zaplanowana trasa, była improwizacja – jak zwykle i normalnie, było zwiedzanie…tego co chcieliście i tego czego nie chcieliście, było nocowanie w deszczu pod namiotem…..było stukanie podwozia i nadwozia auta….były potrawy regionalne (nawet z Turcji….teraz dopiero będzie dobrze w domu!

    Odpowiedz
  2. kmdr_rohan

    Eeee, ostatnie dni „po łebkach” Waszmość opisałeś. A ciekawym, którędy nad Solinę dojechałeś, co widziałeś i którędy stamtąd wybyłeś?

    Odpowiedz

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

Time limit is exhausted. Please reload CAPTCHA.