Ojciec ojca mojego ojca miał na imię Feliks. Kiedy się urodził, kiedy zmarł, i gdzie został pochowany tego niestety nie wiadomo. Nieznane są też losy wcześniejszych ojców (i matek) w mojej rodzinie.
W 2007 roku mój Tato spisał prawie 19 stron wspomnień rodzinnych. Napisał: „Dziadek Feliks był ziemianinem, podobno majętnym. Mama opowiadała mi – mogła to znać też tylko ze słyszenia, a więc wiadomość nie jest na sto procent pewna – że wypędzeni przez wydarzenia rewolucji, Rodzice Ojca (Feliks i Emilia) wyprawili swój ruchomy dobytek w stronę – powiedzmy, bo jeszcze nie istniała formalnie – Polski. Miało być tego dobytku ruchomego około kilkadziesiąt wozów”
Wojny, rewolucje jakie miały miejsce w pierwszej połowie dwudziestego wieku, spowodowały, że wszelkie rodzinne dobra materialne, ruchome i nieruchome, przepadły. Nie wiele też brakowało moja rodzina wylądowała by w wagonie bydlęcym sunącym powoli w stronę Syberii, albo Kazachstanu. Wątpliwe jest, że przeżyłby tą podróż mój wtedy roczny ojciec. Łańcuch pokoleń zostałby przerwany.
Nie piszę tego z żalu za utraconym majątkiem rodzinnym, brakuje mi ciągłości rodzinnej historii. Została porwana w strzępy. Zachowało się ledwie parę zdjęć, dokumentów, i trochę opowieści. Na szczęście od kilkudziesięciu lat odbudowuje się ona na nowo. Zapełniają się albumy ze zdjęciami, foldery na dyskach, spisywane są dzieje. Pisze mój ojciec (ostatnio wypytywał mnie o pewne sprawy związane z szkołą polską w Oranie, do której chodziłem) piszę i ja.
Ojciec mojego ojca, dziadek Mieczysław urodził się 1900 roku. Nie wiem jakim był ojcem dla mojego ojca, czy surowym, czy też pobłażliwym. Był na pewno bardzo dobrym człowiekiem, uczciwym do bólu, więc musiał być dobrym ojcem. Dziadkiem był wspaniałym. Pisałem o nim jakiś czas temu z okazji dnia dziadka.
Mój szesnastoletni syn na razie bardziej zainteresowany jest graniem na komputerze, w kosza albo w nogę, niż słuchaniem rodzinnych historii. To normalne, ja jego w wieku byłem taki sam, choć może bardziej czupurny.
Chciałem zostać punkiem, wpinałem sobie oporniki, strzępiłem spodnie, paliłem po kryjomu papierosy, pociągałem tanie wino owocowe, niemiłosiernie potem, przepraszam za słowo, rzygając. Z domu na szczęście nie uciekałem, chyba, że do pewnej dziewczyny, która mieszkała na tym samym piętrze, i która potem została moją małżonką. Na szczęście palenie się do mnie nie przykleiło, wino co prawda czasem pociągam, ale francuskie albo greckie.
Wkurzałem się na ojca, że zabrania mi tego, tamtego, że gdera, narzeka, poucza. O losie! jak ja chciałem uniezależnić się. A jak już mieszkałem na swoim, to zżymałem się na dobre rady, oburzałem, kłóciłem, trzaskałem drzwiami. Durny byłem, bo dzisiaj rozumiem, że to On miał rację.
Dzisiaj stoję po drugiej stronie barykady. Na szczęście syn przyjmuje moje ojcowskie gderanie z (przeważnie) stoickim spokojem. Odgarnia swoje hery (włosy), przechyla lekko twarz, i patrząc mi w oczy mówi – Tato….
Tak to jest właśnie w życiu.
Przesuwamy się jak paciorki na różańcu życia. Ginący w pomroce dziejów ciąg ojców.
Wszystkiego najlepszego Tato z okazji naszego dnia!
ps. na zdjęciu, a raczej fotomontażu dwóch zdjęć, z lewej strony tato taty a z prawej tata
Do Fraglesa: Dziękuję za życzenia!
Jeśli chodzi o zdjęcia, to – taka ciekawostka „przyrodnicza”: mój ojciec Mieczysław na swoim zdjęciu jest o cztery lata młodszy niż ja na moim. No i jeszcze coś….w Twoim tekście jest taki fragment: /…/ „Nie wiem jakim był ojcem dla mojego ojca, czy surowym, czy też pobłażliwy.” /…/
Cóż odpowiem tak: mój ojciec Mieczysław miał genetycznie “zakarbowaną” cechę charakteru: nigdy, przenigdy nie był w stanie ukarać dziecka. Kiedy to piszę, to szukam odpowiednich sformułowań: ojciec nie tylko nigdy mnie ani mojej siostrze nie udał nawet klapsa, ale On nawet nigdy na nas nie podniósł głosu! Kiedy uznawał, że coś w moim zachowaniu – jego zdaniem – nie było tak jak być powinno, to mawiał: do której ty już klasy chodzisz?….aha do np. piątej…..przecież to nie wypada, żeby uczeń piątej klasy w ten sposób się zachowywał. I to już cała reprymenda. Miałem zasadę, że kiedy coś „zmalowałem”, to wracałem do domu kiedy był Ojciec, i na wszelki wypadek, trzymałem się w Jego pobliżu.
Tak Fraglesi, teraz Ty jesteś w oczekiwaniu, aż Twój syn, któregoś dnia, powie: niebywała historia, przybyło mi dziesięć lat….i to zadziwiające jak ten mój ojciec w tym czasie zmądrzał.
@ do P. Zbigniewa.
Panie Zbigniewie, jakie to uczucie, kiedy czyta się taki fajny tekst pisany przez syna?
Do P. Graszki – Igraszki
Co ja mam napisać ??? Jest mi oczywiście przyjemnie. Jednak Fraglesi otwarcie i publicznie zbyt mocno mi kadzi, a to jest poważne dla mnie niebezpieczeństwo, bo mogę wpaść w pychę……a to już naprawdę będzie nieszczęście!