Zaczyna się od małego znaczka na dokładnej mapie: pałac XIX wiek. W przewodnikach ani słowa. Eksplorator nie daje za wygraną. Wujek Gugiel podsuwa kolejne strony na których występuje nazwa pałacowej miejscowości. Wtóruje mu ciocia Wiki, aczkolwiek częstokroć niedoinformowana.
Eksplorator jak pies gończy podąża różnymi tropami. Wzmianki, adnotacje, poszlaki. Większość z nich jest fałszywa. Nawroty, przeskoki, krążenie. Okruchy informacji z mozołem składane. To jak poszukiwanie złota, ukrytych skarbów, igły w stogu siana. Najbardziej złotonośne są fora. Ktoś był, ktoś zrobił zdjęcia, wywiązała się dyskusja. Pomocne są strony innych eksploratorów.
Tak mija czas od poniedziałku do piątku. Popołudnia i wieczory spędzone na buszowaniu w sieci, wodzeniu palcem po mapie, planowaniu trasy. W piątkowy ranek trudno wytrzymać napierające ściany. Odliczanie godzin, potem minut do startu. Uzbrojenie wozu. Wbicie koordynat w nawigatora, 1… 2… 3… kontakt! start!
Trudno opisać radość panującą w sercu, że jedzie się, przed siebie, zobaczyć ten pałac i inne miejsca. Droga robi się coraz węższa, bardziej dziurawa. Stare drzewa napierają z obu stron. Asfalt ustępuje koszmarnym kocim łbom. Kakofonia dźwięków wypełnia domek na kółkach eksploratora. Bas to garnki, baryton talerze, sopran sztućce.
Miejscowość zagubiona wśród wzgórków, które wyrzeźbił lodowiec. Lekko pordzewiała, z łuszczącą się farbą tablica: Lublewo Lęborskie.
Od razu rzucają się w oczy rozległe, zmasakrowane przez lata komuny zabudowania dworskie. Dawne stajnie, obory, kurniki. Choć oszpecone oszpecone eternitem, i dobudówkami z pustaków, to nadal piękne. Fronty zdobione płaskorzeźbami zwierząt. Po co?
Jest i on. Trudno go wypatrzeć. Ukryty wśród drzew zdziczałego parku. Otoczony pordzewiałym płotem z siatki. Rosnące przed wejściem iglaki (cisy?) osierocone przez ogrodnika, rozrosły niebotycznie. Front pokrył się brodą z bluszczu. Okna to pałacowe oczy. Powieki to zielone okiennice. Na piętrze zefir targa firanką. Ktoś nie domknął okna? Nie, to stłuczona szyba.
Pałac drzemie w słońcu. Czeka na powrót państwa. Przecież jeszcze nie tak dawno temu byli tutaj. Pokoje rozbrzmiewały głosami. Dzieci ganiały się po wyłożonej drewnem klatce schodowej. Dźwięczały sztućce w jadalni. Krzątała się służba. Wygrzewały się na ganku psy. Ogrodnik przycinał róże. W letnie dni popołudniami pito herbatę na tarasie od tyłu, albo w Altanie ogrodowej.
U progu wiosny 1945 roku państwo musieli uciekać, bo nazywali się Von Eckoff, i nie miało znaczenia, że dobrze gospodarzą, pomagają biedniejszym, łożą na szkołę dla wiejskich dzieci w pobliskiej miejscowości. Należeli do rasy panów. Uciec albo zginąć z obwieszonej zegarkami ręki sołdata o mongolskich rysach.
Pałac na szczęście nie spłonął, jak wiele innych, lecz wypatroszono go doszczętnie. Wywieziono bądź spalono cenne meble. Wytłuczono kafle, wyrwano mosiężną armaturę. Piękne gipsowe ściany pokryto olejnymi lamperiami. Olejną pociągnięto też drzwi i okna. Łuszczą się teraz zrzucając kolejne lata. W miejsce portretów przodków zawisł Lenin, Stalin, Bierut, potem towarzysz Wiesław.
W gruncie rzeczy ci co przyszli nie byli tacy źli. Bardziej fantazyjni, porywczy, bałaganiarscy. Przybysze zza Buga. Typowy lud wschodu. Praca nie czyniła ich wolnymi bo obcy im był ewangelicki jej etos. Często powtarzali: Czy się stoi czy się leży dwa tysiące się należy. Woleli łoić wino, niż chwycić za miotłę, posprzątać. Do dzisiaj wielu z nich tak ma. Wystarczy przejść się kawałek dalej, do wioski. Pod sklep.
Po upadku PGR-u pałac przekazano w dzierżawę spółce dumnej nazwie: Hodowla Zwierząt Zarodowych. Podobno mieli mieszkać tu pracownicy. Stoi pusty. Może to lepiej dla niego?
przykre… domy bez ludzi umierają,,,ale i przez ludzi umierają
daleko szukać nie trzeba… Suchy Dąb, centrum wsi. niedaleko pięknego kościółka, główna ulica… wspaniały szary wielki dom. obora stodoła i te wszelkie wsiowe wynalazki. dom był jak najbardziej jednorodzinny, dziś mieszka tam chyba ze 6 rodzin.. masakra.. stodoła, piękna wielka ceglana, rozwala się, ktośie podbierają cegły.. za domem była {jest}droga z kocich łbów,
porośnięta jest trawą, niestety przybywają państwo, i te kamloty ładują do samochodu.. czy to już kradzież??
polewam piękny dom Orunia ul Smętna 12, pewnie znany,
pozdrawiam