Zauważyłem, że jestem blogerem sezonowym, uzależnionym od słońca. Tak jakbym na fotoogniwa był. Pod koniec jesieni, w lato naładowany, jadę jeszcze rozpędem, pod koniec zimy zamieram. Power off. Kaputt.
Lecz niech no tylko słonko marcowe zaświeci, dzień stanie się dłuższy, ptaszęta dziobki rozedrą, ja wracam do życia. Z każdym rokiem coraz ciężej. Nie nadaję się do tego klimatu. W poprzednim wcieleniu widocznie byłem Murzynem albo co najmniej mieszkańcem któregoś z krajów nad morzem Śródziemnym.
Kiedyś mieliśmy żółwia. Hasał po domu, hasał aż… zwiał. Odnalazł się dopiero na wiosnę, widocznie udało mu się przezimować, co zakrawało na cud, bo grecki był i pojęcie zimy było mu obce, podobnie jak Grekom pojęcie długu publicznego.
Żółw szybko doszedł do siebie i żeby ponownie nie zwiał zbudowałem mu wybieg – miniaturę Alcatraz w ogrodzie. Ogrodzenie wysokie na pięć żółwiowych metrów, a jak wam wiadomo jeden metr żółwiowy to dziesięć centymetrów, pod prądem, umocnione wbitymi na trzy metry palami. W tej roli śledzie namiotowe.
Kombinował, kombinował, próbował wspiąć się, ale żółwie w roli alpinistów się raczej nie sprawdzają, potem próbował zrobić podkop, też mu nie wyszło, myślałem, że już pogodził się ze swoim dożywociem, i… zwiał. Do dzisiaj nie wiem jak to zrobił, chyba siłą woli zdematerializował się i przez 5-ty wymiar przeniósł w inne miejsce. Podobno potrafią to niektórzy mnisi buddyjscy!
Żółw odnalazł się na wiosnę. Znowu udało mu się przezimować a zima była okrutna. Niestety długo dochodził do siebie pojony lekami. A jak doszedł, to znowu zaczął kombinować jak by tu zwiać.
Dlaczego gawędzę o nim? Ano bo ja tak samo wyglądam na przednówku jak ten żółw cwaniak. Z trudem dochodzę do siebie po nocy polarnej, a jak już nabiorę rumieńców to kombinuje jak tu zwiać. Wsiąść do (non omen) żółwika i pognać w Polskę, na wschód, albo jeszcze dalej. Przed siebie, przez góry, przez most…
Obudziłem się już jakiś czas temu. Mrozy odpuściły, białe g* sczezło. Kot Roman noce zaczyna spędzać na dworze tłukąc się z kumplami. Z ziemi powyłaziły jakieś kiełki które niechybnie eksplodują kolorami. I ja czuje, że strzeli mój korek, i zacznę znowu pisać i pisać i pisać….
A może wypryśniesz 7 czerwca na południe??? Kroi się maleńka imprezka :D
„W poprzednim wcieleniu widocznie byłem Murzynem ” polecam poniższy kawałek (zacząć oglądać od 0:15)
http://www.youtube.com/watch?v=ZeE5QAGjNOg
Wiec czekamy, na to pisanie, pisanie, pisanie
Widocznie należych, tak jak ja, do gatunku stworzeń ciepłolubnych. Nic nam tak nie poprawia nastroju jak ciepełko i słoneczko. Nawet moja kota zaczęła wygrzewać się na nasłonecznionym parapecie. A Twój żółwik był na pewno praktykującym buddystą :)
Te śliczne krokusy już chyba przekwitły……a ciągu dalszego jakoś nie widać :-(
Najwyższa już pora usunąć ten „Korek” i coś tutaj napisać !!!
Być może obecny „Korek” nosi imię Euro 2012?! Jeśli tak to już niedługo „korek wyjdzie, a szampan poleje się strumieniami”! Chyba, że nie chodzi tu o w/w!
Fraglesi, juz pol roku mija… I wakacje sie skonczyly… Wrocisz jeszcze?
wrócę :-) niechybnie!