Rok 2012 był dla mnie rokiem milczenia na blogu. Moje pisanie zamierało już od jakiegoś czasu, aż zamarło na amen na wiosnę. Gdy znajomi pytali mnie co się stało, odpowiadałem – to przez Tuska ;-)
I dodawałem – mam strasznie dużo pracy, bo kryzys, bo trzeba za coś żyć, itp. itd. W dużej mierze to prawda, nie ukrywam, ale były też inne powody.
Na pewno wypalenie. Po paru latach dość intensywnego blogowania musiało nastąpić zmęczenie materiału. Zaczynałem pisać w 2005 roku, zaś szczyt osiągnąłem za rządów PiS-u, kiedy bywały dni, że nawet trzy notki dziennie sprokurowałem, a do tego, pozwolę sobie na małą nieskromność, moje dość znane w sieci fotomontaże. Za które, nomen omen, jak zmieni się władza, a zmieni niechybnie, pójdę siedzieć albo budować autostrady. No chyba, że zdążę w porę uciec za granicę moim kamperem żółwikiem.
Jest też inne rozwiązanie – zacząć jeździć po jedynie słusznej partii rządzącej, która od jakiegoś czasu wzbudza we mnie takie same uczucia, jak onegdaj SLD czy PiS. Ale odpuszczę, bo polityka zaczęła mnie strasznie mierzić, a to co się dzieje w cyrku na Wiejskiej i w jego enturażu rzadko do mnie dociera. Od ponad roku nie oglądam bowiem telewizji i nie czytam żadnych mejnstrimowych portali. Nie poradzę, na sam ich widok bierze mnie obrzydzenie.
Pod koniec zeszłego roku analizowałem co tak pożera (oprócz pracy) mój czas, co wysysa ze mnie wszystkie siły, co pozbawia kreatywności i sprowadza do roli tępo wpatrzonego w monitor pochłaniacza kontentu. Ano wyszło na to, że to ten okropny Facebook, w którym spędzam ponad godzinę, a czasem nawet dwie dziennie.
Oczywiście nie na obserwowaniu tego co polubił, gdzie był, co skomentował któryś z moich znajomych. Mając kilkuset znajomych, z czego dość duża część jest dość aktywna, nie sposób wszystkich obserwować, no chyba, że jak młodzieniaszki, chodzi się non-stop wpatrzonym w smartfona. To nie dla mnie.
Zachłystując się FB zacząłem suskrybować w nim fanpejdże (profesorze Miodku, proszę o wybacznie) wielu serwisów, które wcześniej śledziłem za pomocą RSS. FB stał się dla mnie agregatorem treści.
Jako jeden z pierwszych zauważyłem, że cudowne dziecko pan Cukrzanogórskiego zaczyna oszukiwać, i zapewne brać mnie kretyna, podsuwając to co on uważa, że może mnie zainteresować, a nie to co chciałem. Na szczęście konfigurując listy ulubionych opanowałem sytuację.
Ale zauważyłem, że większość fanpejdżów stara się mi wciskać masło maślane, tylko po to aby zagrać na moich emocjach, zmuszając do kliknięcia na lubię to, albo jeszcze lepiej skomentowania lub udostępnienia. Wszystko w trosce o jak najwyższy EdgeRank, czyli współczynnik skumplowania.
W styczniu wróciłem więc do dobrego starego RSS. Przy okazji musiałem zrobić porządki w nie używanej od prawie 2 lat liście blogów i serwisów www, i tu ze smutkiem muszę stwierdzić, że zdecydowana większość blogów pomarła, częstokroć w samotności i opuszczeniu, bez słowa pożegnania.
Na FB bywam teraz zdecydowanie rzadziej, dwa trzy razy dziennie i to na chwilę. Prasówka za pomocą czytnika zajmuje mi znacznie mniej czasu. Jest super! I o to chodziło :-)
Teraz pora znowu zacząć na blogasku, który z tej okazji postanowiłem z lekka wyremontować, nadając mu nowy minimalistyczny wygląd. Zauważyłem bowiem, że od jakiegoś czasu coraz mocniej staczam się w ten trend. Ale o tym wkrótce. Oby nie za rok.
Co z tego, że nie oglądasz telewizji, jak oglądasz to co masz na monitorze komputera. Jedyna różnica jest taka, że możesz sobie wybrać to co chcesz oglądać. Swoją drogą podziwiam samozaparcie przy spędzaniu wielu godzin przy komputerze dodatkowo do spędzania przy nim 100% czasu w pracy. Ale tendencja z ograniczaniem tego czasu jest jak najbardziej słuszna. Tak trzymać !
A jak tam odchudzanie – spytam z babskiej ciekawości ?
eeee…. proszę o inny zestaw pytań ;-)
ale idzie wiosna !
Miło znów poczytać – życzę wytrwałości – może i kijki odkurzysz wbiwszy się w siedmiomilowe buty ?
Tak, odkurzenie kijków i siedmiomilowych butów jest w planach na wiosnę, która właśnie (oby!) nadchodzi