Parę dni temu szarpałem się z klientką. Narzekała, że strasznie wolno jej strona się ładuje, że tak nie może być, że to nie do pomyślenia, że koszmar. Testowałem na różne sposoby. Z pracy i z domu i z auta. Średni czas wyniósł dziesięć sekund, pełne załadowanie.
Kombinowałem, sprawdzałem, rozkładałem na czynniki pierwsze, stawałem na głowie. Dalej źle.
W końcu zapytałem ją: co to znaczy koszmarnie wolno? Ile minut?
– Dwanaście sekund – padła odpowiedź.
Kopary mi opadły. Szczęka zadudniła o podłogę.
– Dwanaście sekund? Dwanaście sekund? – zerwałem się rwąc włosy z głowy i jak nakręcony biegałem koło mojego stołu konferencyjnego. -Matko Boska Częstochowska, co w jasnej stoisz bramie – krzyczałem rwąc włosy – Hospody pomiłuj!
Ludzie co się z wami się dzieje? Co to jest dwanaście sekund wobec wieczności? Kiedyś, wcale nie tak dawno temu, byliście w stanie czekać pół minuty albo dłużej aż zagrzeje się TV, aby móc cokolwiek oglądać. Czekaliście paręnaście godzin na połączenie międzymiastowe. Pisaliście listy (tak, tak, takie na papierze) które szły do kogoś nawet miesiąc lub dłużej. I żyliście szczęśliwi.
A teraz? Dawna godzina to minuta. Wszystko musi być od razu, szybciej niż się pomyśli. Najlepiej na wczoraj. Nie macie cierpliwości aby przeczytać krótki tekst na ekranie monitora, o książkach nie wspomnę. Piszecie mejla i walicie byki aż oczy bolą, nie sprawdzicie przed wysłaniem. Byle szybciej. Na ekranie TV ogłupiacza najlepiej jak lecą dwa obrazy i pięć przewijanych pasków na dole.
Komórka cały czas włączona. Całą dobę pod telefonem. Na urlopie też. Bo może zadzwonić klient/przełożony. Coś może umknąć. Psy Pawłowa wpatrzone w szklane ekrany. Siedzą obok siebie, nie rozmawiają, każdy/a wpatrzone w pudełko. Ale to temat na inny wpis.
Ja wysiadam.