Dzisiaj rano postanowiliśmy z Mirkiem rozpocząć naszą trasę trochę dalej od domu. Wskoczyliśmy więc do rekina (który jęknął na nasz widok) i pognaliśmy do Owczarni.
Zaparkowaliśmy, chwyciliśmy za kije i zaczęliśmy schodzić ostro w dół w stronę Oliwy.
– Fajnie się tu będzie podchodzić – zaniepokoił się lekko Mirek.
– Damy radę – odparłem szczerząc się od ucha do ucha. – My nie mamy dać rady?
Minęliśmy starszego pana pchającego z mozołem rower. Kawałek dalej biegacz, a z nim wleczący się wywieszonym jęzorem owczarek.
– Też tak będziemy wyglądać – rzuciłem. Zarechotaliśmy.
Posuwaliśmy się wzdłuż wijącego się żwawo strumyka, owiewani co pewien czas zapaszkiem dobywającym się z studzienek kolektora ściekowego Osowa-Oliwa. Na szczęśie po pewnym czasie kanaliza odbiła w bok.
Po około 2 km dobiliśmy do rezerwatu „Źródliska w dolinie Ewy”. W prawo odchodził ostro w górę pomarańczowy szlak na wzgórze Marii.
– Ja odpadam, wejść może wejdę, ale moje kolano nie wytrzyma zejścia – powiedział Mirek.
– No to poczekaj – chwyciłem kije i zacząłem się piąć na nachylone prawie pod 45 stopniami zbocze. – Zobaczę kawałek.
– Idź, idź – Zadudnił z dołu dezerter.
W połowie zbocza wyplułem płuca.
– Wracać? E jeszcze kawałek. – Kije poszły w ruch. Dysząc niby lokomotywa wdrapałem się na szczyt. I padła wizja. Szkiełka zaparowały. Gdyby mi ktoś miesiąc temu powiedział, że dam radę wejść na ten Mont Everest, popukałbym się w czoło. Widok ze szczytu:
Szkoda było złazić.
– Idź dołem – krzyknąłem do stojącego pół kilometra niżej Mirka. Potwierdził.
Zbiegłem niczym baletnica inną drogą wijącą się wzdłuż poziomicy. Mirka spotkałem dopiero przy aucie. Mogliśmy wziąć udział w konkursie mokrego podkoszulka.
Za tydzień wybierzemy jeszcze bardziej hardkorową trasę.
PS.Ten tekst to drugi tekst w nowym dziale pt. „Mocne postanowienie poprawy”. Do pierwszego Mirek proponował wkleić nasze zdjęcia z profilu. Odmówiłem ze względów estetycznych. Powiedziałem, że zrobimy taki fotomontażyk „przed” i „po” gdy skończymy naszą drogę krzyżową. Wagi też na razie nie podajemy. Zresztą moja na razie nadal określa mnie krótko „Err”. Ciekawe od czego to skrót ;-) Zauważyłem jednak, że gdy trzymam ze dwa baloniki z helem, to zaczynają się pojawiać jakieś cyferki.
Trzymam kciuki !!!
Że tak pozwolę sobie strawestować klasyka: „Zrzucić zbędne kilogramy? Nic prostszego, setki razy to robiłem!” ;)
Powodzenia!
Sport to zdrowie ,ale takie wielkie zrywy czy czasem nie mogą zaszkodzić ?
Jak dobrze Stwórca sprawił, że macie pod ręką taki górzysty las !!! Radzę jednak „rozpędzać” się w tych wyczynach z wytrwałością ale powoli, bo każda „pompa” ma jakąś tam wytrzymałość zależną od stopnia wytrenowania.
Droga matko (toja) i ojcze (zbigniew) znacie mnie prawie 42 lata i chyba już powinniście wiedzieć, że wszystko co robię (przynajmniej od jakiś 20 lat) robię w sposób przemyślany i nigdy na wariata? Nigdy nie ulegałem ani nie ulegam „wielkim zrywom”