– No co jest Bielawa? Wysłaliście terminatora?
– Jeszcze nie. Jajogłowi męczą się z aparaturą. Mówią, że się rozstroiła podczas naszego ataku na kryjówkę rebeliantów…
– Co to, kurna, fortepian jest? – przerwał mu wyraźne zły Owicz.
– Chłopaki walnęły dwie mini atomówki i aparaturze się oberwało. Celownik poszedł w pi*. Rozrzut ma. Co coś wyślą, to trafia o kilkanaście lat za wcześnie albo za późno.
– Pogoń ich, każda sekunda cenna!
– Ale za to udało nam się ustalić kogo wysłali rebelianci – Bielawa szybko zmienił temat.
– Tak?
– Mathiew Croopę
– Shit! To źle, bardzo źle. To krypto agent Sławka Nowickiego. – Owicz pokręcił z dezaprobatą głową. – Gotów nam jeszcze narobić koło ogona w tym 2009 roku. Ty już wiesz za co cię powieszę Bielawa, jak mi go szybko nie zneutralizujesz!
Bielawa wiedział, i sądząc z jego miny ta perspektywa nie była mu miła. Mimo szaleńczego postępu w medycynie nie każdą część ciała udało się zastąpić. Zwłaszcza bardziej czułe organy.
Do gabinetu wjechał Lisek, a raczej to co z niego zostało. Potężną maszynę na gąsienicach wieńczyło coś przypominające duży słój na ogórki. W środku pławił się liskowy mózg, podłączony kabelkami zresztą maszynerii.
– Jest problem z kasą na amfiteatr – zaskrzeczał umieszczony w korpusie głośnik.
– O jest nasz Robo-cop – zarechotał Bielawa. Ramiona Robo-liska momentalnie skierowały się w stronę generała. Wysunęły się lasery. Zabrzęczała uzbrajająca się wyrzutnia rakiet ziemia-powietrze. Bielawa z niespodziewaną dla niego szybkością skrył się za biurkiem szefa.
– Lisek! Zostaw go! – warknął Owicz.
Lisek z niechęcią schował uzbrojenie. Zasłonięty meblem Bielawa wystawił do góry palec serdeczny, w międzynarodowym geście poważania.
– Wszystko widzę – wychrypiał Lisek, który był podłączony do wewnętrznej sieci kamer.
– Co z kasą? – Owicz spojrzał w cyklopowe oko Liska.
– Brakuje.
– Podnieście podatki.
– Mistrzu, Już to zrobiliśmy trzy razy, Lud zaczyna się burzyć.
– Hmm, co proponujesz? – zasępiło się Słońce Gedanii.
– Publiczna zbiórka – powiedział po chwili Lisek. – Przeskanowałem nasze archiwa i coś takiego robiono już z powodzeniem w przeszłości. – A jak nie wyjdzie to czyn publiczny.
– Publiczny? – Bielawa rozjarzył się – To mi się dobrze kojarzy!
– Wróć, społeczny a nie publiczny – skorygował się Lisek.
—