Wezwał mnie znowu. Na szczęście nie musiałem telepać się do miasta. Dzięki prezydentowi Adamowi Owiczowi (oczywiście z jedynie słusznej partii, Porozumienia Obywatelskiego) taka eskapada zabierała 3-4 godziny. Mój dawny prokurator pierwszego kontaktu, a obecnie Obywatel Pierwszy Sekretarz od paru miesięcy urzędował w nowej siedzibie – domu Partii.
Rok temu,w centralnym punkcie dzielnicy wyburzono kwartał domów. Mieszkańców przesiedlono do socjalnego osiedla koło miejskiego wysypiska. Protestujących spacyfikowano wizją kilkuletniego pobytu w obozie pracy w Bieszczadach. Mury raźnie się pięły do góry, i po niecałym roku mój nowo mianowany Pierwszy Sekretarz wprowadził się nowoczesnego gmaszyska ze stali i szkła.
Na fasadzie widniało wielkie partyjne logo oraz portret Pana Kanclerza w galowym mundurze. Na masztach przed gmachem łopotały niebiesko pomarańczowe flagi. Uzbrojony strażnik sprawdził dokumenty i zbadał mnie wykrywaczem metalu. Drugi podsunął korytko na komórkę, klucze i inne duperele. Dobrze, że sznurowadeł nie kazali wyzuć. Po godzinie czekania zostałem wprowadzony do gabinetu Obywatela Sekretarza.
Siedział z olbrzymim biurkiem. Coś notował. Szeleścił papierzyskami. Szybkim gestem wskazał mi krzesło i wrócił do pracy. Cholera! Mojemu siedzisku chyba skrócili nogi, bo jak usiadłem to blat biurka sięgał mi brody.
Po pięciu minutach przerwał, odłożył papiery, chwycił za słuchawkę i szczęknął:
– Nie łączyć mnie, chyba, że pałac.
– Shit! Zapowiada się na dłuższą sprawę – pomyślałem zmartwiony.
Jego twarz rozjarzył dobrze mi znany uśmiech numer 5a, kontrastujący mocno z surową twarzą Pierwszego Obywatela, a obecnie Kanclerza, świdrującego wilczymi oczami z wielkiego portretu wiszącego za gospodarzem.
– Dawno żeśmy się nie widzieli! – powiedział.
– Tak – bąknąłem nie okazując po sobie zadowolenia z tego stanu rzeczy.
– Na wybory już pana nie będę namawiać he he – radośnie klasnął w dłonie – Taki żarcik!
Miłościwie nam panujący Pan Kanclerz uproszony przez naród (podobno został zasypany listami i mejlami) rozwiązał zgromadzenie narodowe, zapobiegawczo zmieniając wcześniej konstytucję.
– Ja pana ostatnio pytałem czy nie chciałbym pan wstąpić do naszej partii, ale nie doczekałem się odpowiedzi – twarz oblekł w smutek – A my potrzebujemy takich ludzi jak pan.
Fakt. Kusił zamorskimi wycieczkami, stanowiskami w spółkach.
– Chciałem coś panu pokazać! Coś co szykujemy dla członków naszej partii, tylko bardzo proszę o dyskrecję. Proszę za mną.
Wyszliśmy na korytarz, zeszliśmy do holu. Uchylił wielkie drzwi i szybko wciągnął mnie do środka. Zdębiałem. Znalazłem się w Las Vegas. Olbrzymia sala pełna była automatów do gry, stołów do ruletki, pokera.
– Co pan na to? – duma biła z jego twarzy.
– Ale Hazard jest zakazany. Za jego uprawiania grozi 10 lat obozy pracy!
– Szanowny panie – cmoknął dwa razy – U nas będzie się grało legalnie. Pan Kanclerz wpadł na pomysł aby umożliwić tą rozrywkę wszystkim członkom naszej jedynie słusznej partii. Bo któż nie lubi wygrać od czasu do czasu paru złotych he he.
—
Pingback: Tweets that mention Fraglesowe widzenie świata » Kanclerz -- Topsy.com
mocne!
w ten sposob hazard nabiera nowego zanczenia, jedynego poprawnego ;)
Niezły komentarz
Ja mawiaja mlodsi”pojechales po bandzie”Kolejny wpis do mojej kolekcji…pozdrowienia
Idę do kasyna teraz, bo do PO się nie zapiszę… jak nigdy nie grałem, to trzeba spróbować… hehehe