Mały czarny kamyczek nie pamiętał kiedy się narodził, lecz musiało to być bardzo bardzo dawno temu. Nie był w stanie przypomnieć sobie także wszystkich lat, które spędził w brzuchu matki ziemi. Pamiętał za to moment kiedy, jak sam to później wielokrotnie powtarzał, narodził się po raz drugi.
I nagle stała się jasność. Mały czarny kamyczek, wraz z braćmi i siostrami nagle wpadł do wody. Woda była zimna i wartka. To był strumień górski. W pierwszej chwili nie spodobało się to mu.
Kamyczek leciał na łeb i szyję, kręcąc się wkoło i obijając o wielkie i ostre kamienie. To bolało. Na szczęście strumień górski połączył się z innymi strumieniami, zwolnił bieg i opuścili góry.
Turlał się nasz kamyczek dniami i nocami, które szybko następowały po sobie, bowiem czas kamyczków płynie znacznie wolniej niż czas człowieka. Kamyczkowy dzień to nasz rok, a rok to wiek.
Mijał wioski, drewniane grody, a w jednym większym na brzegu stał ziejący ogniem smok, i pożerał dziewice. Kamyczek parę razy osiadł na mieliźnie, i wydawało się, że zakończy się jego przygoda, ale przychodziła powódź i wędrował dalej.
Któregoś dnia zauważył że z kanciastego stał się obły. – No dobra, mogę być obłym małym czarnym kamyczkiem – pomyślał rozbawiony – to nawet lepiej, bo łatwiej będzie się turlać.
Miał też mniej radosne przygody. Pożarła go wielka ryba, i poniosła w swych trzewiach parę kilometrów z powrotem w górę rzeki. – Cholera! – zaklął szpetnie, gdy w końcu udało mu się wydostać z drugiej strony ryby. – To będzie mnie kosztowało rok podróżowania więcej!
Ale nie przejął się tym bardzo, bo nie znał celu swojej podróży. Liczyła się dla niego jedynie droga. Nikt z towarzyszących mu licznych braci i sióstr nie wiedział gdzie kończy się rzeka. Fataliści mówili, że wody spadają w wielką otchłań. Optymiści byli przekonani, że jest tam raj kamyczków, gdzie spoczną wieki. Dopiero później usłyszał o słonym morzu.
Rzeka wiła się przez zieloną krainę. Zmieniała bieg, podmywała brzegi, zalewała łąki i pastwiska, porywała domy, inwentarz, topiła ludzi. Trzeba przyznać, że była kapryśna. W końcu to była królowa rzek.
Kilka lat (wedle rachuby kamyczkowej) od rozpoczęcia podróży mały czarny kamyczek mijał piękne miasto. Latały nad nim robiące straszny hałas machiny, i niszczyły zrzucając wybuchające kamienie. – To wojna! Lotnik kryj się! – krzyknął przepływający sum.
– Wojna? – pomyślał kamyczek – Dziwny jest ten świat, a raczej dziwni są ci ludzie.
Ale na wszelki wypadek zaczął turlać się zygzakiem.
Kamyczek czuł, że powoli nadchodzi kres jego drogi. Był już zmęczony tym ciągłym obijaniem się o inne kamyczki i o piaszczyste dno. Woda płynęła coraz wolniej, a w pewnym momencie poczuł słony smak. – Czyżbym zbliżał się do morza? – pomyślał.
Tak, to był koniec długiej podróży. Osiadł na piaszczystej łasze u ujścia rzeki. Otaczały go same ziarenka piasku, żadnego innego kamyczka jak okiem sięgnąć.
– Czyżbym był jedynym kamyczkiem, który dotarł tak daleko? – zasępił się.
– Witaj bracie, skąd jesteś? – zapytało go ziarenko piasku.
– Bracie? Jaki bracie! Przecież ja jestem małym czarnym kamyczkiem! – odpowiedział oburzony.
– Niestety już nie bracie, podobnie jak ja stałeś się teraz małym ziarnkiem piasku. – odpowiedziało ziarenko i posunęło się aby zrobić mu miejsce.
Koniec.
Teraz możecie iść spać drogie dzieci ;-)
ps. Historyjka przyszła mi do głowy dzisiejszego poranka gdy wędrowałem z aparatem do ujścia Wisły w Mikoszewie.
Kamyk jest stworzeniem doskonałym :)
Drogi autorze. Jak mogłeś to uczynić? Uśmierciłeś kamyczka, a tym samym pozbawiłeś go fantastycznych przygód. Tak się nie robi, on taki biedny mały kamyczek, płynął biedaczysko, przez całe swoje życie, żeby stać się zwykłym piaskiem? I teraz co. Biali tubylcy swoim gołymi stopami będą go rozgniatać, kipować niedopałki.Albo co gorsza wyniosą go na podeszwie swojego buta, na chodnik. Ale zgotowałeś mu los. Bądź litościwy dla ziarenka piasku i wymyśli historyjkę, która uratuje jego los.
Poczytałem, poszperałem troszkę w pamięci, a potem w notatkach…..i mam: tzw. cząski stałe są transportowane przez rzeki:
– w „zawiesinie”, i szacuje się, że ilość tej zawiesiny wynosi średnio około 500 – 1000 (czasem nawet 3000) metrów sześcienych, rocznie z każdego kilometra kwadratowego zlewni danej rzeki.
– przez „wleczenie”, i wynosi to średnio około 10 – 80 (czasem nawet 200 – 300) metrów sześciennych, rocznie z każdego kilometra kwadratowego zlewni.
To w sumie bardzo, bardzo dużo i sprawia ogromne kłopoty „budowlańcom wodnym”.
Ten biedny kamyczek miał więc bardzo liczne towarzystwo.
@zbigniew Przynajmniej kamyczek nie był sam, bo w dzisiejszym świecie różnie to w drodze bywa.
Fraglesi! A przechodziłeś przez groblę w Sobieszewie? To co prawdajest od „drugiego konca” wyspy, ale tak pytam, bo tam jest rezerwat ptaków i piękne zdjęcia też możesz zrobić :)
@Hexe
Oczywiście, że przechodziłem tą groblą, tylko niestety było strasznie mglisto i nawet nie wyciągałem aparatu z torby. Peszek…