Miałem wtedy dziesięć lat, no może dziewięć. Jak człowiek jest młody to zawyża swój wiek. Dziadek bywał u nas rzadko. Mieszkał wraz z babcią w miasteczku oddalonym o ponad pięćdziesiąt kilometrów od naszego wojewódzkiego miasta. Podróż pociągiem lub autobusem zabierała im parę godzin. Dzisiaj korzystając z drogi szybkiego ruchu, można się tam dostać w trzydzieści minut, ale dziadków dawno już nie ma.
– To jest kryształek magiczny – powiedział Dziadek uśmiechając się tajemniczo. Na jego dłoni leżało bardzo stare i sfatygowane pudełko, było niewiele większe od pudełka zapałek, koloru szaro niebieskiego, z okrągłym celofanowym okienkiem, pod którym, na poduszeczce z waty, leżał ów kryształek. Srebrny, otaczający okienko napis głosił, iż jest to kryształ Karioka.
– Magiczny? – zdziwiłem się. Miałem niewiele lat, ale czytana przeze mnie nałogowo gazeta „Świat Młodych” twierdziła, że magia nie istnieje. Liczy się tylko mędrca szkiełko i oko.
– Tak, magiczny – potwierdził z powagą w głosie Dziadek – zaklęte są w nim głosy i muzyka.
– Ale jak to dziadku?
Dziadek wyjął ostrożnie kryształek z pudełka i położył mi go na dłoni. Bryłka rozjarzyła się w padających ukośnie z okna promieniach popołudniowego słońca. Zbliżyłem go do oczu. Był czarno-srebrny, chropowaty, chaotyczny zlepek setek malutkich sześcianów, większych i mniejszych. Miniaturowa bryła węgla. Dopiero wiele lat później dowiedziałem się, że jest to kryształ Galeny, pospolitego minerału zwanego przez chemików siarczkiem ołowiu.
– Aby usłyszeć głosy musisz mieć jeszcze słuchawki, najlepiej takie stare, oraz igłę i kawałek drutu, a także dobre uziemienie – wyjaśnił Dziadek – twój tato ci wyjaśni, sam, gdy był w twoim wieku, słuchał magicznych głosów.
Niestety dziadek musiał już jechać na dworzec i nie zdążył mi wytłumaczyć jak podłączyć ów kryształ ze słuchawkami, z drutem i z tajemniczym uziemieniem.
– Uziemienie? To musi mieć coś wspólnego z ziemią! – pomyślałem wtedy.
Tato wytłumaczył mi potem, że mając ów kryształek, można skonstruować prymitywne radio. Wystarczy go uziemić – dalej nie wiedziałem jak, zakopać w ziemi? – jeden bolec od słuchawek połączyć z anteną (po to ów drut) a drugi połączyć przewodem z igłą, którą należy dotykać magiczny kryształek.
Siedziałem więc po szkole na podłodze, z założonymi wojskowymi słuchawkami, które podarował mi wujek Rysiek, i dziobałem zwędzoną mamie igłą kryształek Karioka poszukiwaniu głosów. Bez powodzenia.
Czasem coś tam cicho zaskrobało w słuchawkach ale to było wszystko co udało mi się osiągnąć. Może uziemienie było marne (drut poprowadzony do kaloryfera – tak doradził wujek Rysiek). Może rozwieszona pomiędzy meblościanką a półkami nad biurkiem antena za krótka, a może kryształek stracił swą magiczną moc.
Wiele lat później, na studiach dokładnie wytłumaczono mi jaki efekt zachodzi na styku metalowego ostrza i półprzewodnika jakim jest kryształ Galeny, była to po prostu dioda ostrzowa. Poznałem równania pana Maxwella, i wiele wiele innych, opisujących magię tego świata, który pomimo że wyjaśniony, opisany, dogłębnie zbadany, nadal pozostał pełnym magii.
Tak ślicznie to wszystko napisałeś, że aż się rozczuliłem….
Fizyka i ja – to polaczenie absolutnie nie dziala ;)
Nie zrozumialam ani slowa z tego jak krysztalek mial dzialac – dla mnie on po prostu jest magiczny.
Tak samo jak bialo-czarne telewizory lampowe, ktore w domu naprawiala moja babcia